Strona głównaOgólnaArtykułyJ. Caba: Referat z Kongresu w Varazdin

J. Caba: Referat z Kongresu w Varazdin

KRÓLESTWO POLSKIE 

WIELKA HISTORIA- ŚWIETLANA PRZYSZŁOŚĆ

Krótka analiza ruchów monarchistycznych w nowej, polskiej demokracji

 

 

Panie Przewodniczący,

 

Szanowni Goście, Panie i Panowie, Drodzy Przyjaciele,

 

Pozwólcie, że zacznę od krótkiej, mam nadzieję interesującej historii:

 

Wiedeń.

Wrzesień 1683.

Turecka armia okrąża miasto.

Muzułmańska inwazja zalewa Europę.

Nie ma litości dla chrześcijan. Imperium ciemności zdaje się zwyciężać.

Nie ma nadziei, Cesarz Leopold chroni się w Linzu, to być może jeden z najbardziej niebezpiecznych momentów w historii cywilizacji chrześcijańskiej.

Przez ponad dwa miesiące, dzień po dniu mury Wiednia były szturmowane przez hordy barbarzyńców.

Ale obrońcy się nie poddali!

Czekali na odsiecz.

I odsiecz nadeszła.

12 września, ponad 50 tysięcy żołnierzy najsilniejszej armii ówczesnego świata, przyniosło pomoc otoczonemu miastu.

Armii wielkiego królestwa.

Królestwa rozciągniętego od północy do południa kontynentu, od Bałtyku do Morza Czarnego.

Królestwa Polski..

Po bitwie, Król Jan Sobieski pisze list do papieża Innocentego XI, parafrazując słynne słowa Aleksandra Macedońskiego:

 

Venimus, Vidimus et Deus Vicit!

Przybyliśmy, zobaczyliśmy i Bóg zwyciężył!

 

Piękna historia, nieprawdaż?

 

100 lat później – nie było królestwa, po prostu, nie było Polski.

Konflikty wewnętrzne, niestabilność władzy, w końcu – rozbiór kraju.

Terytorium zostało podzielone pomiędzy trzy, sąsiednie państwa – Rosję, Austrię i niemieckie Prusy.

Polska została w sercach ludu, ale całkowicie zniknęła z mapy Europy na prawie 200 lat.

Pytanie – dlaczego?

Jak to możliwe, że jeden z najsilniejszych krajów w historii Europy mógł popaść w totalną ruinę w ciągu zaledwie jednego wieku?

 

Paradoksalnie, odpowiedź nie jest bardzo skomplikowana.

To był wirus.

Wirus republikańskiego sposobu życia, który zainfekował szlachtę.

A jego nazwa brzmiała: liberum veto

Każdy miał rację. Każdy wiedział lepiej. I każdy mógł po prostu wstać, podczas sesji parlamentu i powiedzieć „WETO”.

To było całkowicie wystarczające by przerwać obrady, aby zastopować każdy projekt proponowany przez królewską administrację.

Cóż za wspaniały przykład wolności!

Cóż za nowoczesna podwalina pod przyszłą republikańską demokrację!

I cóż za katastrofa na końcu!!!

Historycy nazywają ten okres – Złota Wolność Szlachecka.

To było naprawdę bardzo,bardzo drogie złoto. Jego wartość to prawie 200 lat walki o niepodległość. Zaiste wysoka cena.

Konsekwencją tego sposobu myślenia była monarchia elekcyjna.

Początek końca polskiej państwowości.

Każdy był kandydatem, a więc, w swoim pojęciu – przyszłym królem.

Partykularne interesy partii, grup szlacheckich i różnych ugrupowań były o wiele ważniejsze niż interesy Korony.

Zawsze byliśmy narodem w którym jeżeli dwóch ludzi dyskutowało zawsze znalazłoby się 5-6 różnych opinii.

Tacy są Polacy, więc łatwo możecie sobie wyobrazić koniec tej historii .

Koniec królestwa.

Koniec państwa.

 

Ostatecznie, jak widzicie, to nie była piękna historia.

Ale, opowiadam ją dzisiaj, nie „tak sobie”, nie żeby zaprezentować interesujące momenty historii mojego kraju, a w każdym razie nie tylko dla tego.

W naszym dzisiejszym życiu, widzę po prostu wiele punktów zbieżnych z sytuacjami opisanymi powyżej.

Dzisiaj, muzułmanie znów są u bram, i nie wiem do końca, czy jestem Charlie czy nie, ale wiem, że jestem chrześcijaninem i wiem, że się boję.

A Wy?

Odrzućcie na chwilę polityczną poprawność. Pozostańcie tolerancyjni, ale ostrożni – zauważycie – wciąż żyjemy w niebezpiecznym momencie historii, i być może, to nie byłby zły pomysł nieco bardziej zwrócić na to uwagę?

Również, dostrzegam oczywiście, fakt, że żyję w wolnym kraju, względnie bogatym, względnie bezpiecznym, mogę nawet powiedzieć – względnie nowoczesnym.

Jednak, za każdym razem kiedy widzę naszych wspaniałych polityków z ich stoma pomysłami na minutę, jak zebrać więcej i więcej głosów, z ich partykularnymi interesami, agresywnym lobbingiem partii, różnych grup i stowarzyszeń, kiedy widzę arogancki establishment walczący o przywództwo swoich partii zamiast o przywództwo narodu – myślę sobie – jaka jest właściwie różnica pomiędzy naszym dniem dzisiejszym, a Złotą Wolnością Szlachecką.

Jesteśmy wciąż tacy sami.

Niezbyt złoci.

I zdecydowanie całkiem nie szlachetni.

Całe szczęście – wciąż wolni, ale uwaga – wolność to nie jest wygrana na loterii, otrzymana raz na zawsze. Jeżeli nie walczymy o nią każdego dnia, walecznym sercem, czystymi rękami i otwartym umysłem, możemy łatwo ją stracić.

Spójrzcie na naszych wschodnich sąsiadów dzisiaj – łatwo zrozumiecie o czym mówię.

Jestem obywatelem Republiki Polski, i jeśli mam być szczery – nie jest mi źle. Ale tak jak 38 milionów Polaków, czasem zamykam oczy i wyobrażam sobie to wielkie, silne królestwo.

I za każdym razem gdy jestem w Krakowie, myślę, że jednym z najpiękniejszych, europejskich miast i naszej historycznej stolicy, zawsze kiedy patrzę na dumny Zamek Wawelski widzę Króla Jana wyruszającego pod Wiedeń i myślę o koronie, śpiącej gdzieś wewnątrz od wieków, czekającej na nowego króla.

I nie jestem osamotniony.

Nie jestem osamotniony, bo coraz więcej i więcej ludzi w moim kraju zdaje sobie sprawę nie tylko z tego jak ubogi jest nasz system prezydencki, ale zauważa również bezdyskusyjny fakt, że wszystko co dobre w ponad tysiącletniej historii Polski przydarzyło się Królestwu Polski a nie Republice Polski.

Silne królestwo – słaba republika

Oto najkrótsza możliwa analiza historii mojego kraju!

Od 966 do końca XVII wieku – prawie 800 lat mocy i chwały.

A potem?

Rozbiory, I Wojna Światowa, Bitwy ze Związkiem Sowieckim w latach dwudziestych, II Wojna Światowa, niemiecka i sowiecka okupacja i w końcu 50 lat komunizmu.

Naprawdę, kolorowy klip reklamowy republikańskiej prosperity i dobrobytu.

Prawdziwy powód do dumy.

To nas różni od innych krajów.

Nie mieliśmy Robespierre’a, Dantona, Bastylii do zburzenia, nawet romantycznej, „old-schoolowej” gilotyny, jako suweniru dla dzisiejszych turystów.

Tylko nieszczęścia i cierpienia.

Żadnego „Czternastego Lipca”

Nasze święto narodowe, 3 maja, rocznica pierwszej nowoczesnej, demokratycznej konstytucji w Europie upamiętnia krótki moment radości w przededniu totalnej politycznej i społecznej katastrofy.

Tak, my po prostu nie mamy republikańskiej tradycji!

Wszystko co tradycyjne i piękne w Polsce jest… KRÓLEWSKIE!

Teraz, żyjemy w demokracji już od 25 lat. Oczywiście, głupim byłoby narzekać, powtarzać, że wszystko jest źle, w tym samym czasie będąc członkiem OECD, więc jednym z najbardziej rozwiniętych krajów świata, wschodnioeuropejskim „tygrysem” produkcji, i „zieloną wyspą” z ekonomią rosnącą ponad 3% rocznie w środku światowego kryzysu.

Nie jestem anarchistą.

Widzę niesamowity rozwój mojego kraju w ciągu tych 25 lat.

Mam 52 lata, więc pamiętam Warszawę – ciemno-szare, smutne i brzydkie miastu w latach 80 i jej transformację w kolorowe „fiesta-tłumne” miejsce podczas Euro 2012.

Jestem z tego dumny.

I wielu z nas jest.

Ale widzę również biednych ludzi, którymi nikt się nie zajmuje.

Widzę młodych Polaków bez perspektyw, emigrujących za granicę.

Widzę małe miasteczka, daleko od warszawskich drapaczy chmur, gdzie jest prawie niemożliwe znalezienie pracy.

I widzę politycznych przywódców, zbyt zajętych, żeby to zauważyć.

Zbyt zajętych siedzeniem w telewizyjnych studiach i przekonywaniem nas jak wspaniałe mamy życie w porównaniu z tyloma biednymi krajami na świecie.

I klasa średnia wydaje się być tym przekonana. Tak samo jak w wielu waszych krajach, Drodzy Przyjaciele, bo jestem pewien, że przeżywacie te same problemy każdego dnia.

Ale krok po kroku ludzie w Polsce zaczynają zauważać jak aroganccy, jak okrutni w swoich decyzjach są ludzie, na których głosujemy.

Zamknięci w swoim politycznym quasi-świecie.

Tak daleko od rzeczywistych problemów społeczeństwa.

Ale wciąż na nich głosujemy.

Na jedną partię, potem na inną, zawsze to samo, żadnej, realnej różnicy.

Głosujemy, będąc pewni, że przez następne lata będą się troszczyć tylko o siebie, a nikt nie będzie troszczył się o nas.

Głosujemy, bo wciąż jesteśmy szczęśliwi, że mamy wolne wybory.

Całkiem łatwo to zrozumieć po tylu latach sowieckiego, komunistycznego reżimu z tylko jedną opcją wyborczą i więzieniem dla opozycji.

Głosujemy.

Ale frekwencja wyborcza, która przekraczała 90% w 1989 teraz wynosi poniżej 40% i jest niższa z roku na rok. Dlaczego?

W tej oazie europejskiej szczęśliwości? Karmionej Unijnymi pieniędzmi liczonymi w miliardach euro? Odpowiedź jest jasna. Mamy nowe autostrady i nowe samochody, by po tych autostradach jeździć. Jasne!

Ale jednocześnie tracimy największy skarb, jaki kiedykolwiek posiadało nasze społeczeństwo

NASZĄ NARODOWĄ TOŻSAMOŚĆ!

To absolutnie niesamowite i niepowtarzalne uczucie które pozwalało temu krajowi i temu narodowi odradzać się po każdym tragicznym okresie jego historii.

Ta tożsamość, ta duma z bycia Polakiem jest dzisiaj zagubiona w republikańskim relatywizmie!

Relatywizmie wybierania na Prezydenta partyjnego lidera, zamiast posiadania prawdziwego lidera narodu. Troszczącego się o nas, a nie o swoją polityczną karierę. Otoczonego przez naród, a nie przez spin-doktorów i specjalistów od PR-u! Bliskiego biednym i bezdomnym. Strażnika polskiej tradycji. Potrzebujemy takiego lidera. I stajemy się monarchistami, nawet nie do końca zdając sobie z tego sprawę.

Jestem producentem muzycznym. W mojej pracy spotykam najczęściej młodych ludzi. Muzyków. Artystów. Myślę, że najbardziej kreatywną i wrażliwą część społeczeństwa. I widzę jak silne, jak głębokie jest to poczucie, jak prawdziwie ci ludzie potrzebują tej tożsamości.

Bardziej niż wysokiej pozycji społecznej. Bardziej nawet niż pieniędzy. Widzę również jak chcą się tym uczuciem dzielić w swojej twórczości. Żeby „zarażać” wszystkich wokół tym patriotyzmem. Bo tak to przecież możemy nazywać. Ale, niestety,widoczne są również niebezpieczeństwa.

Ten patriotyzm to nie tylko t-shirt z orłem i biało-czerwona flaga podczas meczu z Rosją. Coraz częściej przeradza się to w nacjonalizm, nietolerancję, ksenofobię. W antysemickie hasła na murach i na stadionach. Prawdziwe niebezpieczeństwo, wobec którego często jesteśmy bezsilni.

Powody są naprawdę trudne do wytłumaczenia – ci młodzi ludzie to nie jest środowisko slumsów. Często dzieci z dobrych rodzin, studenci, prawdziwi „grzeczni chłopcy”. Jeden czynnik jest oczywisty. Ci ludzie nie mają mentalnego autorytetu! Nikt nie reprezentuje MAJESTATU ich kraju! Więc próbują go reprezentować sami.

Walcząc przeciwko każdemu. Przeciwko rządowi, przeciwko Unii, przeciwko imigrantom, żydom, muzułmanom, komukolwiek, żeby pokazać nową, białą, polską siłę.

Bez prawdziwego, narodowego przewodnictwa czują się samotni. Wśród globalnej polityki, wielkich korporacji, banków i supermarketów – kościołów XXI wieku. Czują się samotni. I czują się zagubieni. To zawsze jest przyczyną agresywności.

Musimy im oddać tę tożsamość. Przeświadczenie bycia zjednoczonym, zmieniając świat i rzeczywistość wokół. Tak jak kiedyś byliśmy zjednoczeni w walce z komunizmem. Zjednoczeni polską solidarnością.

Ale do tego potrzebujemy lidera. Nie politycznego. Prawdziwego. Realnego. Króla! Kogoś komu ufamy. Kogoś, kto nas nie sprzeda za swoje polityczne zyski. Kogoś, przy kim poczujemy się bezpieczni w tym niebezpiecznym świecie.

Dlatego, pewnym jest, że będziemy przeżywać renesans idei monarchistycznych w naszej części Europy.

Te idee były wyśmiewane i poniżane za czasów komunizmu.

Dlatego dzisiaj wciąż znaczna część społeczeństwa nie jest sobie w stanie wyobrazić tak wielkiej zmiany politycznego systemu.

Gloryfikując życie w Wielkiej Brytanii, czy Holandii, typowo monarchistycznych krajach ciągle uważają Królestwo Polskie za polityczne science fiction. Społeczną utopię.

To jest nasze wyzwanie na dzisiaj. Wyzwanie dla polskich monarchistów. Pokazać tym ludziom nową, nowoczesną twarz naszej idei. Monarchizm XXI wieku.

Zastąpić obraz mieczy, rycerzy i śmiesznych peruk innowacyjną gospodarką, mądrymi decyzjami socjalnymi i przyjaznym urzędnikiem czekającym na nich za biurkiem.

Jesteśmy tutaj, żeby zaprezentować taką wizję nowego Królestwa Polskiego. Nie wyizolowanego w swoich historycznych deliberacjach. Nie pogrążonego w obsesji wiecznego ukrzyżowania przez okrutnych bogów przeszłości.

Ale jasno spoglądającego w przyszłość w zjednoczonej Europie, szanującej narodowe tradycje i czerpiącej z tych tradycji to co najlepsze, otwartego na współpracę z naszymi sąsiadami i wszystkimi krajami miłującymi pokój, bez agresji, ale z tolerancją i przyjaźnią.

Wierzcie, nie musimy być republikanami, żeby tacy być.

Dzisiaj nie jesteśmy jeszcze bardzo silni i przez najbliższe lata na pewno wciąż pozostaniemy obywatelami republiki – to pewne. Ale jesteśmy skoncentrowani na młodej generacji – tak więc na edukacji.

Pracujemy nad projektem pierwszej Królewskiej Akademii Biznesu i Dyplomacji w naszym kraju, próbujemy pokazać ludziom, szczególnie młodszej części społeczeństwa, że monarchia nie jest czymś utopijnym, czymś, czego trzeba się bać.

Ale, co jest najważniejsze, próbujemy pokazać tę nową, europejską wersję monarchizmu ukierunkowaną na przyszłość nie na przeszłość i żyjącą z ludźmi a nie z emblematami i flagami.

Monarchizmu z ludzką twarzą, uśmiechniętą twarzą młodej dziewczyny i chłopaka z Warszawy, Wiednia czy Berlina.

Ale jeśli chcemy odnieść sukces nie możemy być sami.

Potrzebujemy pomocy. Pomocy w tym procesie edukacji. Pomocy w kreowaniu tego obrazu.

Musimy być częścią Unii. Europejskiej Unii Monarchistów.

Nie istniejącej w naszych politycznych systemach, ale istniejącej w naszych umysłach.

Potrzebujemy pomocy monarchistycznych krajów i krajów z silnymi ruchami monarchistycznymi, żeby edukować nasze społeczeństwo.

Żeby pokazać im, że monarchizm to nie jest tylko zabawna idea kilku szalonych facetów z ich kraju, ale realny, polityczny projekt, który może zmienić rzeczywistość wokół nich i być lekarstwem na choroby, na które cierpi ich kraj.

Naprawdę potrzebujemy tej edukacji.

Potrzebujemy przykładów z krajów, które mają swoje własne doświadczenia. Obecne doświadczenia nie doświadczenia z przeszłości.

Musimy pokazać młodym polakom, że europejska integracja to nie jest tylko kosmopolityczny, lewacki projekt z brukselską biurokracją jako symbolem.

Musimy głośno mówić, że to może być owocna wymiana myśli, z poszanowaniem tradycji i tożsamości narodów.

Nie potrzebujemy jednego, europejskiego prezydenta by żyć w pokoju.

Nasi królowie na pewno dadzą radę nawiązać przyjazne relacje..

Śpiewając nasze piękne, narodowe hymny, a nie Beethovena za każdym razem.

Z pełnym szacunkiem dla tego wielkiego kompozytora, oczywiście.

Drodzy Przyjaciele, jesteśmy tutaj, bo tkwi w nas przekonanie, że monarchia to realna i dobra alternatywa dla naszego kontynentu na niebezpieczne czasy, w których przyszło nam dzisiaj żyć.

Musimy tylko przekonać ludzi w naszych krajach, że to jest prawdziwa odpowiedź na agresywny socjalizm zarażający ich dusze.

Ale, żeby tego dokonać – MUSIMY BYĆ ZJEDNOCZENI!

MUSIMY SOBIE NAWZAJEM POMAGAĆ!

Tak jak wtedy, w XVII wieku pod Wiedniem.

I jeżeli to zrozumiemy i będziemy konsekwentni i zdecydowani w naszych działaniach…

Pewnego dnia, bądźcie pewni…

PRZYBĘDZIEMY!

ZOBACZYMY!

I BÓG ZWYCIĘŻY!

 

Dziękuję.

Brak komentarzy

zostaw komentarz