Strona głównaOgólnaArtykułyM. B. Nowakowski: Czy należy czerpać z Ustawy Rządowej z roku 1791?

M. B. Nowakowski: Czy należy czerpać z Ustawy Rządowej z roku 1791?

Tytułem wstępu: niemałym dla mnie zaszczytem jest na łamach portalu zaangażowanego w propagowanie szlachetnej, monarchistycznej idei przedstawienie paru moich moich przemyśleń, jakie towarzyszą mi względem Konstytucji 3 maja. Celem tego artykułu jest wskazanie, co w niej jest wartościowe, co niebezpieczne dla współczesnych i przyszłych ruchów monarchistycznych w Polsce. Artykuł napisany jest z perspektywy osoby, dla której monarchia ma istnieć realnie, to jest król ma być suwerenem i jedno-władcą (mono-arche), a samo nominalne istnienie królestwa nie leży w kręgu mojego zainteresowania, gdyż będzie to republika z dożywotnim królem na czele.

Znane mi jest entuzjastyczne stanowisko, jakie jest żywione względem owocu prac Sejmu Czteroletniego. Akt ten jednak nie był pozbawiony wad, a w wielu swoich kwestiach nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości. To jednak co jest w Ustawie Rządowej szczególnie niebezpieczne dla monarchii, to dwie „idee liberalne” które się w niej znalazły.

Tymi „ideami liberalnymi” są: zasada suwerenność narodu i zasada podziału władzy (na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą). Pierwsza ma już swoje początki w średniowiecznej doktrynie Marsyliusza z Padwy, silnie akcentowana jednak była przez rewolucjonistów we Francji. Druga zaakcentowana została przez Locke’a i ostatecznie wymodelowana dzięki Monteskiuszowi.

Spieszę wyjaśnić teraz, czemu wskazałem je jako zagrożenie – mianowicie obie te zasady, kiedy wprowadza się je w ustrój, sprawiają, że miejsce monarchii zastępuje republika (vide Anglia podług której tworzono Konstytucję) – w omawianym dokumencie zresztą pozycja królewska spętana  jest przez każdą inną instytucję państwową, z sejmem na czele.

Trójpodział władzy niebezpieczny jest z  następujących powodów: symbolem władzy królewskiej (książęcej, cesarskiej) nie bez powodu przez wieki był miecz. Miecz – czyli wojsko i sądy. W jeszcze nie tak odległej przeszłości traktowano króla jako pierwszego strażnika miru – czyli prawa (sprawiedliwości) oraz bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego. Prawo też miało znacznie szersze znaczenie, niż ma ono dzisiaj, bo w jego obręb wchodziły także – przede wszystkim – prawo religijne, a także zwyczaje, obyczaje, w średniowiecznej Europie również pozostałości prawa rzymskiego (którego źródłami były ustawy, zwyczaje, wyroki sądowe jak i nawet opinie prawników). Bogactwo źródeł było jak widać ogromne. Godność królewska, która w założeniu uosabiała sprawiedliwość, nie mogła być w żadnym razie urzędem, ale godnością najwyższą i ostateczną. Konstytucja 3 maja wyraźnie jednak pęta monarchę – król jako dożywotni urzędnik nie może bez aprobaty innych organów państwa zrobić nic, ani nie ma środków aby naciskać bądź zmuszać do działania ani sądy, ani wojsko.

Co do zasady suwerenności narodu – rzutuje ona na porządek prawny w dłuższej perspektywie tym, że skoro to naród jest suwerenem, to także i on musi mieć wpływ na każdą instytucję w państwie. W związku z tym pozycja króla jako dożywotnia i nieusuwalna, objęta absolutnym immunitetem stoi w jawnym konflikcie z omawianą zasadom.

To co powinno budzić niepokój to fakt, że żaden artykuł w tej ustawie nie ma gwarancji, że może się ostać podczas rewizji i zmian jakie mogą i powinny być dokonywane. Inaczej mówiąc – konstytucja daje furtkę na zniesienie monarchii w przyszłości (jak już zaznaczyłem – w moim mniemaniu wyłącznie nominalnej, faktycznie republiki), jak i każdego innego elementu ustrojowego jaki się w niej znajduje.

Należy zwrócić uwagę, że Konstytucja 3 maja w swoim brzmieniu nakazuje, aby broniono jej, co najmniej tak jak niepodległości. Wszelkie przejawy buntu miały być bezwzględnie tłumione.  Prawo do buntu jednak nie jest niczym złym wobec władzy tyrana – wręcz jest obowiązkiem – a w Ustawie Rządowej wszelkie bunty są z góry uznane za złe i podlegające ściganiu, niezależnie od walorów (bądź ich braku) etycznych ustaw które by powstały na bazie konstytucji, bądź w co w przyszłości ona mogłaby się przemienić. A przecież znacznie łatwiej oprzeć się tyrani jednostki, niż tyrani większości.

Słowa Konstytucji, że król: „ojcem i głową narodu być powinien” rzecz jasna wyrażają pragnienie,  jak sądzę, każdego monarchisty. Nie jest jednak żadną zasługą Ustawy Rządowej, że coś oczywistego zostało wplecione w jej treść. Realizacja tej idei przez „dzieci” – czyli naród którego reprezentantem jest władza ustawodawcza – poprzez dominację sejmu nad królem, wydaje się postawieniem tezy o ojcostwie nad narodem na głowie, bo nie jest normalną sytuacją aby dziecko rządziło rodzicem. Nie jest też wprowadzenie w miejsce elekcji w razie śmierci króla, elekcję w razie wygaśnięcia linii dynastycznej, rozwiązaniem przełomowym. Wszak miała miejsce ta praktyka już w czasach Piastów – choćby poprzez elekcję Jagiełły na małżonka Jadwigi, a wcześniej elekcję linii piastowskiej w miejsce wygasłych odnóg w poszczególnych dzielnicach.

Rekapitulując: uważam, że jest sporym błędem, aby na podstawie Konstytucji 3 maja budować polską monarchię, jeśli ma się na celu tworzenie realnej monarchii. Nominalna monarchia, gdzie król jest (przepraszam za wyrażenie) „żyrandolem”, a nie władcą, nie ostoi się nigdy, gdyż stanowi sprzeczność samą w sobie. Oczywiście – jeśli sama osoba króla „który panuje ale nie rządzi” monarchiście w Polsce wystarczy, to wówczas Konstytucja 3 maja, pod każdym względem, powinna służyć za wzór do naśladowania i źródło idei. Jeśli jednak monarchia ma zaistnieć realnie, co byłoby moim marzeniem, należy trzymać się od Ustawy Rządowej, głównego owocu Sejmu Czteroletniego, z daleka, gdyż wprowadza ona de facto państwo-republikę z królem jako kwiatkiem do kożucha, którego istnienie stoi w konflikcie z całą resztą porządku państwowego.

Najnowszy komentarz

zostaw komentarz