Strona głównaOgólnaArtykułyWywiad z Januszem Korwin-Mikke

Wywiad z Januszem Korwin-Mikke

Jan Tyszkiewicz: Jaka atmosfera panuje obecnie w europarlamencie? Trwa kryzys imigrancki, zapowiedziano referendum w sprawie Brexitu – jak to wszystko jest tam odbierane?

Janusz Korwin-Mikke: Panuje nerwowa atmosfera, ale ludzie co bardziej obyci wiedzą, że Unia Europejska i tak się rozpadnie. To, czy Wielka Brytania wyjdzie wcześniej, czy później nie ma znaczenia.

JT: A jakie są według Pana szanse na wyjście Wielkiej Brytanii z Unii w zbliżającym się referendum?

JKM: Myślę, że wyjdzie na jakieś 55%, ale obecnie trudno powiedzieć.

JT: Jak Pan ocenia to, co robi się w sprawie kryzysu imigranckiego w Polsce? Czy uważa Pan, że powinno się robić coś więcej niż obecnie, czy może w ogóle nie powinno się robić nic?

JKM: Nieszczęście polega na tym, że wziął się za to rząd i rząd, jak to wszędzie, spieprzył robotę od razu. Kiedy premier Libanu był w Parlamencie Europejskim, to narzekał, że jego kraj ma obecnie 4 miliony ludności, w tym 2 miliony imigrantów. Ja powiedziałem wtedy: „Niech się pan spyta Amerykanów, którzy mieli w roku 1886 20 milionów mieszkańców i przyjechało im 80 milionów imigrantów. Jak oni zorganizowali obozy, jak oni brali pomoc z zagranicy, żeby ich w tych obozach utrzymać, jak zapobiegali konfliktom pomiędzy uchodźcami z Polski, a uchodźcami z Niemiec, jak zapewniali edukację dzieciom uchodźców”. Oni żadnej z tych rzeczy nie robili i nie mieli żadnego problemu, natomiast myśmy się za niego wzięli i w wyniku tego problem zrobił się ogromny. Gdyby te 7 tysięcy przydzielonych Polsce imigrantów rozdzielić po rodzinie na gminę, akurat mamy w Polsce 2500 gmin, to nikt by ich nawet nie zauważył i nie byłoby żadnego problemu. Natomiast jak my ich skoncentrujemy w obozach no to jest rzeczą oczywistą, że siedzący na miejscu i nudzący się młodzi ludzie będą szukali bijatyki albo będą chcieli uciec do Niemiec, bo wcale nie chcą w Polsce być. Narodowcy i okoliczni mieszkańcy będą wściekli, że imigranci żyją tam na ich koszt. Dzieci, które żyjąc w Polsce, przy rodzinie, nauczyłyby się w dwa tygodnie szwargotać po polsku, a tam się nie nauczą przez dwa lata, ponieważ tam przyjdzie lektor i będzie uczył ich dwie godziny, a resztę czasu będą rozmawiać między sobą po swojemu. Jest to kompletny absurd. Robimy problem tam gdzie go nie powinno być. Do Polski przyjeżdża rocznie 60 milionów ludzi i nikt ich nie zauważa, nie ma żadnego problemu. Natomiast jakby rząd się za to wziął i chciał to uregulować to byłoby nieszczęście (śmiech). Z tego trzeba sobie zdać sprawę. Natomiast co nam grozi? Nie grozi nam żadna inflacja imigrantów, najazd imigrantów, bo oni nie jadą do Polski tylko do Niemiec. I tu jest jeszcze kolejny problem. My mamy ich trzymać w obozach i płacić 6000 złotych kary jeśli oni uciekną do Niemiec. No to ja przepraszam – konstytucja Polski gwarantuje każdemu prawo opuszczenia terytorium Polski, to jak my ich mamy, do jasnej cholery, zatrzymać w tych obozach. Co my jesteśmy strażnicy więzienni? No, obóz w Oświęcimiu stoi pusty i można go efektywnie wykorzystywać, ale nie wiem, czy to o to chodzi.

JT: Nie bawmy się w Koreę Pólnocną, z której nie można wyjść. Jak już jesteśmy na naszym polskim podwórku, to chciałem się zapytać co Pan sądzi o działaniu różnych organizacji, stowarzyszeń, think-tanków i tym podobnych, które chcą promować wolny rynek? Czy Pan zauważa tą działalność, może ma jakieś opinie na temat konkretnych orgnaizacji?

JKM: Pan Robert Gwiazdowski robi wspaniałą robotę. Natomiast ogólna reguła sformułowana przez Bismarcka brzmi: „Achtundachzig Proffessoren, Vaterland du bist verloren”. Ci ludzie używają tak trudnych słów przy propagowaniu tego wolnego rynku, że ludzi zaczynają zęby boleć. Są rzeczy zupełnie proste, które podane w sosie naukowym stają się niezrozumiałe i trzeba patrzeć, czy niektórzy z tych ludzi nie szkodzą idei. Ilu mamy w Polsce astronomów? Z kilkudziesięciu. Dlaczego? Bo gwiazdy poruszają się same. Gdyby gwiazdami trzeba było ręcznie sterować, to trzeba by było tych astronomów o wiele więcej. Gdyby w Polsce panował wolny rynek, to ekonomistów potrzeba by było tyle samo co astronomów. Oni sobie zdają w większości sprawę z tego, że niby ten wolny rynek powinien być, ale mimo wszystko ktoś powinien nim sterować, bo wtedy oni będą mieli pracę. No i niestety bardzo wielu ekonomistów „kocha wolny rynek, ale…” no i w tym momencie kończy się wolny rynek.

JT: Co Pan sądzi na temat obecnych działań posłów Kukiz’15 oraz sytuacji tego klubu parlamentarnego?

JKM: Znam działania klubu Kukiza w sprawie programu 500+, a to jest niesłychanie ważne. To jest historyczna rzecz, bo niesłychanie ciężko będzie to zlikwidować i odebrać ludziom te 500 złotych, bo zanim ci ludzie zobaczą, że im się polepszyło, to przez miesiąc nie będą mieli tych dodatkowych pieniędzy. Klub Kukiza podzielił się tu na trzy niemal równe części. 11 głosowało przeciw, 13 głosowało za, 14 się wstrzymało od głosu, albo odwrotnie. W tym momencie oznacza to, że klub Kukiza nie istnieje. Jeżeli 13 posłów jest za, a 11 przeciw, to oznacza, że klub Kukiza to siła 2 głosów. Siłą klubu jest to, że jest on połączony jakąś ideą, ideą klubu Kukiza było wejście do parlamentu, no po tym jest pewien problem. Oznacza to, że moglibyśmy współpracować z jakąś 1/3 lub 2/3 tego klubu. Chociaż wie Pan, jedna z pań, która głosowała „za” prawie zupełnie się z nami zgadza. Zapytałem się więc dlaczego głosowała „za”, na co ona odpowiedziała: „Bo jak tak myślę o tych biednych dzieciach, to nie mogłam głosować inaczej”. Wie Pan, pamiętam profesora Stefana Kurowskiego, który zawsze walczył z socjalizmem, nie mógł zrobić doktoratu, nie mógł zrobić docentury i był cały czas bity za to, że był zwolennikiem kapitalizmu. No i nagle w roku 1990, czy 1991 zaczął głosić poglądy socjalistyczne. Zaniepokojony profesor Winiecki przyjechał wtedy z Kaliforni specjalnie i pyta się: „Stefan, co ci się stało?”, a on mówi tak: „Ja wiem, że ja mówię głupoty, ale jak patrzę na tą biedę naukową, to nie mogę inaczej!” (śmiech) To jest bardzo silne oddziaływanie i człowiek przestaje myśleć w kategoriach ogólnych. Ja jestem całkowicie odporny na takie coś. Jak ja pojadę do Ameryki, to zobaczę Nowy Jork, czy Chicago, a nie zobaczę Ameryki jako całości. By zobaczyć Amerykę, to trzeba spojrzeć na dane statystyczne, opisy ludzi, którzy zwiedzali, trzeba na nią patrzeć krytycznie, a nie tylko poprzez to, co samemu się zobaczyło. A niestety większość ludzi kieruje się tylko tym co sama widzi – a widzi, że 500 złotych straciło, a nie widzi, że bułka staniała o 10 groszy, to staniało, tamto staniało i w sumie tego uzbierało się 700 złotych.

JT: Tak jak Frederic Bastiat napisał, są rzeczy które widać i których nie widać.

JKM: Tak, tak, Bastiat, dokładnie. Bastiat to taki Korwin-Mikke z tamtych czasów. Jego pomysły, ja dopiero później się przekonałem, wyprzedzają to co ja mówię 150 lat później. Ja przywykłem do tego, że jak w nauce obali się jakąś teorię, to po miesiącu, czy roku nikt już o tej teorii nie pamięta – została obalona i koniec. Te teorie obalone zostały przez Bastiata 150 lat temu, a ci ludzie dalej bredzą te same rzeczy i nic ich nie rusza, bo jest demokracja i nie ważne co jest prawdą, ważne za czym się opowiada większość i koniec. Króla można przekonać, większości się nie da bo jest głupia. No król też może być głupi, ale to się czasem trafia, a większość jest zawsze głupia i to jest ta różnica.

JT: Wszyscy o tym ostatnio mówią, więc aż głupio nie zapytać: co z tym Bolkiem i szafą Kiszczaka? Czy ma Pan jakieś przemyślenia, może jakieś opinie?

Prezes Janusz Korwin-Mikke podczas swojego wystapienia

Prezes Janusz Korwin-Mikke podczas swojego wystapienia

JKM: Ja mam opinię na ten temat sprzed 35 lat, ja wiem od 1981, że Wałęsa był agentem bezpieki, ale to żadna rewelacja. Tu można się tylko zapytać, jak on mógł się powoływać na świętego Tomasza – „Błogosławieni ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. To, że on był agentem to ja wydedukowałem. Ja to zresztą nie tylko wydedukowałem, ale co więcej ja widziałem, miałem kopie jego raportów i mam zeznania ludzi, którzy byli razem z nim w komitecie zakładowym.

JT: Czy uważa Pan, że z tej Kiszczakowej szafy może coś jeszcze wypłynąć, coś nawet jeszcze bardziej znaczącego?

JKM: Takich szaf są w Polsce dziesiątki, jeśli nie setki i tyczą się one nie tylko pana Wałęsy. W roku 1981 była założona Solidarność, a w roku 1988 pan Wałęsa na polecenie bezpieki założył Solidarność bis i jestem przekonany, że większość, jeśli nie wszyscy, tych którzy to podpisali, to byli agenci pana generała Kiszczaka. Trzeba popatrzeć po tych nazwiskach, w których szafach są ich dossier. Pan Piotr Duda na przykład mógłby wyjąć swoją teczkę, która jest w dziale zastrzeżonym – on ma prawo poprosić o wyjęcie tej teczki i jej otwarcie. Ja tego zrobić nie mogę, bo to zastrzeżone, ale on mógłby, ale tego jakoś nie robi, choć wzywałem go do tego publicznie kilkakrotnie. Musi pan wiedzieć, że służby w każdym kraju starają się żeby szefem związków zawodowych był agent bezpieki, bo to zawsze dobrze by związkowcy nie fikali za bardzo. Przecież szefem OPZZ był Miodowicz, on dostał polecenie bezpieki, by przegrać dyskusję z Wałęsą. Ja znałem tego Miodowicza, inteligentny człowiek, a Wałęsa to jest taki wiejski przygłupek. Trzeba było widzieć dyskusję, w której on się starał jak mógł żeby ją przegrać. Potem szefem OPZZ była taka pani, potem ambasador Białorusi, po czym zniknęła i to też była agentka bezpieki. To wszystko są agenci i tyle. W końcu bycie agentem legalnego państwa jakim była PRL nie jest jakimś wstydem i gdyby Wałęsa się przyznał po prostu, że był agentem to by mu wtedy darowano. Teraz jak tyle nakłamał no to już stał się niewiarygdny – nie dlatego, że był agentem, ale dlatego, że przez ponad 30 lat kłamał. Chcę przypomnieć, że patriarcha Moskwy i Wszechrusi był pytany w telewizji moskiewskiej „Czy to prawda, że Wasza Świątobliwość był stukaczem?”. Odpowiedź brzmiała: „No tak. I co z tego?” i tak się skończyła dyskusja. Każdy rozumiał, że widocznie trzeba było, każdy rozumiał, że ludzie różnie reagują. Co najwyżej ci na których donosił dadzą mu po mordzie i na tym się kończy.

JT: A co z planami partii KORWiN na najbliższe miesiące?

JKM: No mamy jedną smutną rzecz, a mianowicie musimy zająć się wyborami samorządowymi, a to jest dla nas coś potwornego. Bo w tym układzie, to albo nie wejdziemy, albo wejdziemy i zostawimy tam najlepszych ludzi, którzy zostaną wciągnięci do jakiejś polityki lokalnej polegającej na rozdzielaniu dotacji z Unii Europejskiej. Możemy ich tam jeszcze w dodatku stracić bo sami się w to zaangażują, a może i dadzą skorumpować, więc dla nas wybory samorządowe to jest coś naprawdę potwornego i gdybyśmy mogli to byśmy je zlikwidowali – na ale nie możemy (śmiech). Myślę, że będziemy tu dążyli do sojuszu z ruchem Kukiza. Oba nasze ruchy same w sobie nie wejdą. My mamy regularnie około 5%, ruch Kukiza około 10%, to wszystko jest za mało żeby wejść. Razem z około 15% to już się wchodzi do sejmiku więc myślę, że to jest dobry sojusz. Nie tylko zresztą z konieczności, ale i z sympatii. Do większości posunięć pana Kukiza mamy stosunek pozytywny, poza tym każde rozbijanie obecnego układu, które pan Kukiz robi, jest dobre. Ciekawa sytuacja panuje obecenie w USA, gdzie miejscowy pan Kukiz, czyli pan Trump prowadzi, miejscowy Korwin-Mikke, czyli pan Cruz jest drugi i taki Wipler powiedzmy sobie jest trzeci wśród kandydatów Republikanów. W ogóle w Ameryce normalność już prawie że wróciła, no pomijam kandydatów Demokratów, bo to lepiej nie mówić.

JT: Czyli Wipler to byłby tutaj Rubio?

JKM: Tak, mówi to samo co Cruz, tylko troszkę bardziej miękko, troszkę już był w jakichś układach, ale generalnie mówi to samo. Zresztą różnica minimalna, bo w jednych wyborach jeden ma dwa procent więcej, drugi mniej, ale naprawdę mówią oni właściwie to samo. Ale jaka jest różnica między wyborami amerykańskimi, a polskimi? Ci wszyscy kandydaci to są ludzie, którzy byli senatorami, gubernatorami stanów, no Trump jest miliarderem, a w Polsce to ludzie, którzy są tak stłamszeni, że broń Boże nie pełnili żadnego stanowiska i dobrze jest jak ktoś był jakimś posłem, czy szefem partii sam z siebie. Ci ludzie nie mieli okazji się sprawdzić bo nie mogli, nie ma u nas wyborów na gubernatora, bo wojewoda jest przecież mianowany, marszałek nie ma jakiejś szczególnej władzy, też nie jest wybierany w wyborach powszechnych. Z tego powodu nie mamy kandydatów, którzy byliby sprawdzeni uprzednio w rządach. Reagan zanim został prezydentem był gubernatorem Kalifornii, potężnego stanu – gdyby Kalifornia ogłosiła niepodległość byłaby siódmym mocarstwem świata. U nas takich ludzi nie ma i to jest nieszczęście. Nawet jakby ktoś taki jak Korwin-Mikke by się dorwał teraz do władzy no to musiałby od nowa uczyć aparat. Może to i dobrze, że nie przesiąkłem nawykami obecnego ustroju, ale z drugiej strony to byłyby te trzy miesiące potwornego burdelu, o którym mówi profesor Rybiński – „Jakby Korwin-Mikke dorwał się do władzy to byłyby trzy miesiące potwornego burdelu, a potem wzrost gospodarczy 10%”. I to byłby naprawdę potworny burdel, bo opanowanie tej machiny działającej według zupełnie innych reguł niż chcemy narzucić, to tak jakbyśmy chcieli zawrócić płynącą wodę, trzeba tym kijem tą Wisłę zawracać, kanały kopać, to jest straszna rzecz. Reagan mógł u siebie to przejąć w całości, bo wiedział jak działa amerykański aparat, miał to opanowane w małym palcu. Jak został prezydentem to musiał tylko wejść i odpowiednie guziki poprzyciskać. Nasz aparat jest natomiast nastawiony na coś zupełnie innego niż to co chcemy stworzyć. Nasz aparat jest nastawiony na własne korzyści, tak działają nawet posłowie. Wie pan, ustrój demokratyczny jaki jest taki jest, ale jakieś reguły ma. W ustroju demokratycznym jest tak, że mamy aparat państwowy i są posłowie, którzy reprezentują naród i mają trzymać za mordę ten aparat żeby działał na rzecz idei, czy narodu. Natomiast w Polsce poseł w którymś momencie, po dwóch tygodniach, czy po dwóch miesiącach, widzi, że on już nic nie potrafi załatwić i wtedy zaczyna czuć się członkiem aparatu i działać nie na rzecz narodu, nie na rzecz przyszłości Polski, tylko na rzecz aparatu. Poseł ma kontrolować aparat, a tego nie robi. Król to by kontrolował, bo to on by za niego płacił i nie pozwoliłby zatrudnić 800 tysięcy urzędników – liczba urzędników będzie minimalna. Ale poseł nie myśli o tym, tylko o tym żeby swoich znajomych poupychać po posadach.

JT: Jak już wspomnieliśmy o Ameryce, to chciałbym się zapytać, który z kandydatów na prezydenta byłby najmniej szkodliwy dla Ameryki?

JKM: Ja sympatyzuje z Cruzem, bo głosi on poglądy takie jak ja, natomiast wygląda na to, że wygra pan Trump i to ma jedną zaletę. On nie jest wściekle antyrosyjski i nie zrobi wojny światowej. Natomiast to jest przerażające, że może wygrać pani Clinton. Tam siedzą potężne interesy banków żydowskich i nie tylko żydowskich zresztą, ale przede wszystkim żydzi, którzy chcą zniszczenia Iranu, który zagraża Izraelowi. Oni są gotowi na wojnę światową z Rosją, Chinami i Iranem. No i niestety u Demokratów mamy dwa obozy – judeosocjal i żydokomuna. Bo Bernie Sanders to jest klasyczna galicyjska żydokomuna, taki Trocki mniej więcej. To jest niesamowite, że w Ameryce, w której kiedyś socjalizm był wyklęty facet, który otwarcie mówi, że jest socjalistą i głosi poglądy, za które by go wyrzucili z PZPRu za odchylenie lewicowe taki człowiek może zostać prezydentem. Nie daj Boże przegoni Clintonową, bo delegatów jest po równo i jeszcze może z nią wygrać. Jeszcze coś się zachwieje, Demokraci wygrają wybory i taki facet zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych. To się w głowie nie mieści, a Ojcowie Założyciele muszą się w grobach obracać, jak małe turbinki. Pani Clintonowa też nie jest wiele lepsza, Trump też nie wzbudziłby entuzjazmu, to jest straszne. Trumpa nie znosi zarówno aparat, który chce kraść jak i klasyczni konserwatyści. I to jest pytanie, co z tym fantem zrobić? Trzeba z tym żyć. USA to jest potężne państwo, które może się znaleźć w sytuacji, w której będzie wybierało między populistą Trumpem, a żydokomuną Sandersem.

JT: To byłaby bardzo zła sytuacja, nie tylko dla USA, ale i dla reszty świata.

JKM: Ale mogłaby wywiązać się jeszcze inna sytuacja. Uda się Republikanom jakoś Trumpa wywalić i tam zostanie wtedy Cruz i Rubio, a Trump wystartuje jako kandydat niezależny. I wtedy on wyreza Partię Republikańską w całości, Partia Republikańska w ogóle zniknie.

JT: Do wyborów w Ameryce mamy jeszcze trochę czasu i coś jeszcze może się pozmieniać. Trzeba będzie obserwować, mieć nadzieje, że Bernie Sanders nie urośnie jeszcze wyżej, bo to byłby chyba najgorszy wybór.

JKM: On jest popularny wśród ludzi bardzo młodych i wśród nich ma największe poparcie. A przecież jeszcze ładne parę milionów ludzi, które ma obecnie 17 i pół roku będzie głosowało w następnych wyborach prezydenckich.

JT: No i to może być problem. Na koniec, wracając do Polski – jesteśmy tu na IX Forum Monarchistów Polskich, Pan się wypowiadał wcześniej jak by Pan widział monarchię w Polsce. Ja chciałbym się zapytać jakby miał wyglądać powrót monarchii w Pana wydaniu?

JKM: Pozbądźmy się złudzeń, że przyjedzie jakiś Habsburg albo ktoś na białym koniu, tak się nie odtwarza monarchii. Były też takie przypadki narzucania z zewnątrz tak jak Karadziordziewicze w Jugosławii. To nie może być jakiś człowiek wybrany demokratycznie, to musi być jakiś młody człowiek, który zgromadzi zwolenników, mając poparcie, czy bierność reszty ludzi zdobędzie władzę, nie bez przemocy, ale nie przy dużym sprzeciwie. Jesli będzie panował dobrze to mianuje się królem. Przypominam, klasyczne rozumowanie Greków, którzy mówili, że najlepsza jest monarchia oświecona, złoty wiek. Jak się trafi zły król to traci władzę i poparcie najlepszych, aristoi, powstaje arystokracja, to jest srebrny wiek. Oni się potem demoralizują, tak jak szlachta polska, która najpierw broniła Ojczyzny, a potem zaczęła uciekać z pola bitwy. Wtedy trzeba wziąć żołnierzy najemnych, opłacanych z pieniędzy wziętych od plutokratów, zaczyna się brązowy wiek, w którym rządzą pieniądze tych plutokratów, które jednak szybko się kończą. Wtedy trzeba prosić lud o pomoc i mamy wiek spiżowy. Lud bierze władzę, przez lud się rozumiało obywateli, czyli 10-15%, bo nie ma mowy by rządzili przestępcy, kobiety, dzieci, metojkowie i inni tacy. No ale coraz więcej ludzi trzeba prosić o obronę Ojczyzny, no i w końcu prawo głosowania mają już wszyscy – w Polsce nawet przestępcy w więzieniach już je mają. To się nazywa ochlokracja, czyli rządy motłochu. Jak już się zrobi taki burdel, że nie da się żyć, to wtedy przychodzi ktoś kto zaprowadza tyranię i ludzie mogą odetchnąć – jeżeli tyran jest dobry, bo zawsze może trafić się zły. Ale jeżeli jest dobry to tyran mianuje się zazwyczaj królem i cały cykl zaczyna się od początku. Obecnie jesteśmy z absolutną pewnością w ochlokracji.

JT: Dziękuję bardzo za rozmowę.

Brak komentarzy

zostaw komentarz