Państwo polskie formalnie przestało istnieć w wyniku III rozbioru Polskie w 1795 roku, kiedy to trzy sąsiedzkie kraje Imperium Habsburgów, Królestwo Prus i Imperium Rosyjskie uzgodniły zasady ostatecznego podziału Rzeczypospolitej. To państwo, które w 1025 roku w wyniku koronacji Bolesława Chrobrego dołączyło do grona królestw ówczesnej Europy jako Królestwo Polskie, istniało nieprzerwanie 770 lat. Jeśli przyjmiemy symboliczny początek w postaci Chrztu Polski w 966 roku to tę ciągłość państwowości przedłużymy do 829 lat.
Te dziewięć wieków historii obfitowało w czasy trudne, a nawet tragiczne, jednak odnosiły się do istniejącego bytu politycznego – Królestwa Polskiego, jak na przykład porażki Mieszka II i koalicja trzech sąsiadów Rusi, Czech i Niemiec, która doprowadziła do utraty wielu zdobyczy z czasów Bolesława Chrobrego, czy rozbicie dzielnicowe Polski, kiedy to nie było jednolitej centralnej władzy państwowej, ale to nie wymazywało z mapy Europy Polski.
Królestwo Polskie jednak nieprzerwanie trwało, po chwilach trudnych następowały czasy spokoju i momenty chwały. Potwierdzały to kolejne koronacje, czy to Bolesława Śmiałego, a nawet czeskiego Przemyślidy Wacława II, czy Władysława Łokietka. Różne były kształty Królestwa Polskiego i pozycja międzynarodowa, niezaprzeczalnym pozostawał fakt istnienia, państwowej ciągłości. W 1795 roku ciągłość państwowa została przerwana. Dokonał się akt w wymiarze międzynarodowym, uznany przez wszystkie państwa europejskie, z wyjątkiem Imperium Osmańskiego.
III rozbiór Polski był aktem końcowym, trwającej 23 lata, agonii Rzeczypospolitej zapoczątkowanej I rozbiorem w 1772 roku. W 1772 roku została obnażona słabość państwa, niezdolnego do samodzielnej egzystencji, niezdolnego do samodzielnej obrony, niezdolnego do prowadzenia polityki międzynarodowej i strategicznych sojuszów, niezdolnego do żadnego wysiłku na rzecz zachowania suwerenności i niepodległości.
Przechowywana na Wawelu Korona królów polskich straciła blask, straciła moc, straciła duchowe i polityczne znaczenie. Jak to się stało, że ta Korona w 1772 roku upadla na ziemie i została podeptana?
Nie była nią Konfederacja Barska, której klęska stała się tą oficjalną bezpośrednią przyczyną pierwszego rozbioru. Konfederacja Barska była ukrytą, dobrze zaplanowaną, prowokacją, która miała dostarczyć politycznego pretekstu. Wykorzystano patriotyzm i religijność Polaków, aby wywołać niemające najmniejszych szans powodzenia powstanie. Powstanie w sytuacji braku poparcia ogółu społeczeństwa, jakim była ówcześnie szlachta, nie mające jednolitego przywództwa, nie mające środków finansowych, nie mające politycznej wizji przyszłego państwa, nie mające sojuszników nie mogło się powieść. Chciano obalić króla!
Czy rzeczywiście o to chodziło? A może kilku śmiałków chciało przepędzić z granic Rzeczypospolitej wojska carskiej Rosji będącej u szczytu świetności militarnej i rozwoju państwa, w przeciwieństwie do Polski leżącej na dnie. Tak, Królestwo Polskie należało ratować, ale nie tymi środkami i metodami. W Polsce nie było już elit, które mogłyby pokierować odrodzeniem wewnętrznym narodu, aby ten korzystając z zewnętrznej koniunktury mógł się ponownie wywalczyć suwerenność. Polska w tym czasie była krajem niepodległym i to należy podkreślić z całą mocą, nie była natomiast państwem suwerennym.
A tak, trwająca cztery lata „zadyma” zakończyła się ostatecznie rozbiorem, czyli otwarciem drzwi, zapoczątkowaniem procesu likwidacji państwa. Europejski kolos został powalony na kolana, jego niemoc była tak wielka, iż nie pozwoliła mu z nich już powstać. Kolejne prowokacje – wojny i powstania, służyły jedynie dostarczaniu kolejnych pretekstów do kolejnych zaborów.
Jak doszło do tego, że jedno z największych państw ówczesnej Europy musiało upaść, a inne przetrwały? Najprostszą odpowiedzią na tak postawione pytanie jest proste odniesienie do życia: „Chory człowiek umiera, a zdrowy żyje”. Królestwo Polskie opanowała na początku niemoc, a następnie popadło w ciężką chorobę. Chorobą tą był egoizm, pycha i chciwość.
Zaczęło się w 1385 roku, kiedy zdecydowano, że zamiast własnej legalnej władzy – rodzimej dynastii, sprowadzimy sobie do Polski obcą, która będzie za nas walczyć i nam służyć, a nie my jej. My będziemy nią sterować. Po co mamy płacić podatki, podlegać – służyć – mającemu autorytet, zakorzeniony w prawie naturalnym i tradycji królowi.
Korona dostała się do naszych rąk. Nie oddaliśmy jej prawowitym spadkobiercom – Piastom. Postanowiliśmy ją najkorzystniej sprzedać. Chciwość nas zaślepiła. Kupiec – litewski książę nie miał zamiaru wywiązać się umowy kupna – sprzedaży. Nie spełnił postawionych warunków unii. Nie było żadnej inkorporacji, nie odzyskał utraconych ziem, czyli nie walczył za sprawę Polski, a nawet jak się nadarzyła okazja, to ją zdradził, wystawił na pośmiewisko. Fakt jak polskie elity zareagowały na efekty wiktorii grunwaldzkiej świadczy o ich intencjach. Tu nie chodziło o sprawę Królestwa Polskiego. Pycha jak zwykle okazała się głupotą, ale czymś należało płacić za tę koronę. Ceną za nią było dogadzanie egoizmowi i chciwości ówczesnych elit. Brzęczącą moneta były stanowiska, a przede wszystkim przywileje. Przywileje ograniczające władzę królewską – centralną, przywileje zwalniające z podatków i innych należności na rzecz państwa, przywileje ograniczające prawa innych stanów i grup społecznych, na rzecz elit rządzących.
W ten sposób doprowadzono do ruiny administrację, struktury i skarb państwa. To co jeszcze pozostało to ciągłość władzy pozostająca w obrębie rodziny królewskiej, choć nominalnie przecież elekcyjna.
Nastąpił jednak kolejny zakręt w historii, w obliczu mającego nieuchronnie nastąpić końca panującej dynastii Jagiellonów. Korona ponownie znalazła się w rękach, niepodzielnie panującej elity, która nie chciał już z nikim dzielić się władzą. Na mocy kolejnego traktatu z Litwą, której miało przecież nie być po Unii Krewskiej, zwanego Unią Lubelską wprowadzono w Królestwie Polskim i w Wielkim Księstwie Litewskich władze w pełni wybieralną – elekcyjną.
Blisko dwustuletnie panowanie Jagiellonów zniszczyło kompletnie struktury społeczne państwa – ideę państwa, cofnęło go w rozwoju cywilizacyjny przed epokę ostatnich Piastów. Kolejne dwieście lat tak zwanej Rzeczypospolitej dokonało reszty. Nastąpił całkowity upadek moralny społeczeństwa. O narodzie, jako wspólnocie kulturowej, mogliśmy mówić w epoce Piastów, w dobie pojagiellońskiej wspólnota kulturowa przestała istnieć. Społeczeństwo I Rzeczypospolitej składało się z konglomeratu grup i społeczności kulturowych, religijnych etnicznych, któremu przewodziła szlachta jako nominalna elita władzy.
Była to jedynie nominalna elita władzy, ponieważ rzeczywiste rządy sprawowali magnaci. Tacy współcześni oligarchowie w połączeniu z przywódcami partyjnymi. Szlachta dawno straciła swoje znaczenie i wpływy, dlatego błędnie dawny ustrój Rzeczypospolitej określa się mianem demokracji szlacheckiej. To był zwyczajny klientelizm, z jakim mamy do czynienia i dzisiaj. Obowiązującą doktryną polityczną przez stulecia istnienia państwa, czyli epokę Jagiellonów i I Rzeczypospolitej była prywata. Bycie na usługach obcych państw, pobieranie od nich pensji, nie tylko nie było czymś wstydliwym, ale wręcz powodem do dumy. Była to nie tylko żywa gotówka, ale również tytuły, posady, funkcje państwowe i inne przywileje. Kategoria interesu państwa dawno przestała istnieć, korupcja stała się czymś normalnym, wymiar sprawiedliwości tak funkcjonował jak państwo. Zorganizowane grupy obywateli, tzn. szlachty, sami wymierzali sobie sprawiedliwość, nazywało się to „zajazdami”.
Już tak zwane elity, ponieważ przestały nimi być z powodów moralnych i politycznych, nie chciały za żadne skarby reformować państwa. Im się w nim dobrze żyło, sądziły, że może tak trwać wiecznie. Sąsiadom natomiast z czasem przestało się opłacać utrzymywanie i finansowanie tzw. stronników na terenie Rzeczypospolitej, czyli zwykłych agentów, postanowili zlikwidować to państwo. Nie można było tego dokonać jednorazowo i ostentacyjnie, z uwagi na reperkusje międzynarodowe , zachwianie tzw. równowagi sił, z obawy o opór wewnętrzny co bardziej uczciwych obywateli, rozłożono to więc na raty organizując co jakiś czas stosowną prowokację.
Jan Skowera