Serial „Korona Królów”

Hucznie zapowiadany serial „Korona Królów” już w swojej pierwszej odsłonie ukazał wiele mankamentów. Od tej strony zacznijmy omówienie tego filmu, który w podświadomości Polaków był oczekiwany od czasu projekcji w 1960 roku wielkiego dzieła Aleksandra Forda „Krzyżacy”. „Krzyżacy” to opowieść o czasach glorii i chwały polskiego oręża i polskiego państwa. Sfilmowana Trylogia przez Jerzego Hoffmana odnosi się do innej epoki, epoki schyłkowej, w dziejach Polski, stąd i inne skojarzenia historyczne, i emocje.

Ideą produkcji, „Korona Królów”, z pewnością nie jest tylko chęć przybliżenia widzom historii Polski z zamierzchłych czasów. Od 1320 roku – koronacji Władysława Łokietka na króla Polski, do śmierci Zygmunta Augusta w 1572 –  ostatniego Jagiellona na tronie, to 250 lat budowy polskiej państwowości, polskiej kultury, polskiego narodowego charakteru, tego wszystkiego co stanowi polskość do dnia dzisiejszego. Podejmując się tak ambitnego zadania producenci serialu, trochę „zaniżyli loty”, przynajmniej w tych pierwszych odcinkach. Postać Władysława Łokietka pokazano epizodycznie, a to jeden z największych władców Polski, prawdziwy mąż stanu, człowiek bez którego najprawdopodobniej nie byłoby „ciągu dalszego”. Resztki po wielkich Bolesławach trwałyby tu i ówdzie przez następnie dziesięciolecia, może trochę dłużej. Inne dzielnice podzieliłyby los Śląska i Pomorza, wchłonięte przez otaczające je silniejsze organizmy państwowe. To należało w tym filmie pokazać, nawet ograniczając się do formy „teatru telewizji”, jeżeli zabrakło środków na większy rozmach.

Słabych stron tego filmu może i znalazłoby się dużo więcej, przysłania je jednak sam fakt podjęcia tematyki historycznej pokazującej Polskę z czasów królestwa. Nareszcie ktoś  odważył się w kreowaniu polityki historycznej wyjść poza krąg martyrologiczny wpajający społeczeństwu poczucia niższości z racji swojego narodowego pochodzenia i religijnych przekonań, co nie jest dobrym sposobem na tworzenie wspólnoty. Świadomość zagrożeń jest ważna, ale dużo ważniejszym jest pokazanie siły, wielkości i dokonań wynikających z faktu pozostawania we wspólnocie. Doskonałym przykładem takich możliwości jest epoka od ostatnich Piastów do ostatnich Jagiellonów. Powrót do jedności państwa po „mrokach” feudalnego – dzielnicowego rozdrobnienia, jedności i siły wypływającej z zasady jedności władzy skupionej w osobie dziedzicznego monarchy. Historia Polski to podręcznikowy przykład wyższości ustroju monarchicznego nad republikańskim. W trudnej sytuacji zewnętrznego zagrożenia prawie przez wszystkich sąsiadów, przy niewielkim stosunkowo terytorium Polska z czasów Władysława Łokietka potrafiła obronić swoją suwerenność dzięki moralnej jedności i sile wypływającej z monarszej jedności władzy. Państwo zbudowane przez dziedzicznych monarchów stało się europejską potęgą, którą republikańska demokracja szlachecka doprowadziła do upadku gospodarczego, społecznego, a przede wszystkim moralnego, aż do unicestwienia państwowości włącznie. Nie poszedł na marne wysiłek Łokietka, do idei dziedzicznej korony powrócili twórcy Konstytucji 3 Maja, a po nich członkowie Rady Regencyjnej. Na kolejne odsłony nie nadszedł jeszcze czas.

Jan Lech Skowera

Podziel się

Brak komentarzy

zostaw komentarz