Uroczystości, potocznie nazywane „intronizacja” Chrystusa Króla w Sanktuarium w Łagiewnikach zgromadziły dziesiątki tysięcy wiernych, padała liczba 60 tys., z całej Polski. Wierni i media posługiwali się określenie „intronizacja”, oficjalne kręgi kościelne i sam Akt nazwano „przyjęciem”. „Akt Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana” też nic nie mówi o Polsce, lecz odnosi się do Polaków – wiernych. Z jakiego względu tak „skrupulatnie” unikano sformułowań brzmiących monarchicznie i narodowo – Polski, trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Spotykane tłumaczenia są mało przekonujące, nie sądzę, iż nie chciano „blokować” monarchistom drogi do Królestwa. Cała uroczystość miała jak najbardziej wymiar religijny i moralny, takie też można było usłyszeć komentarze w tłumie wiernych zgromadzonych przed Bazyliką.
„Akt Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana” poprzez szczególne podkreślenie znaczenia Osoby Chrystusa Króla ma pogłębić religijność wiernych, uporządkować – zhierarchizować system wartości, pokazać wzór do naśladowania, wskazać drogę: to niektóre ze sformułowań uzasadniających podjęcie i wsparcie przez Episkopat Polski inicjatyw ruchów intronizacyjnych, jakie zrodziły się w ostatnich latach w Polsce.
Czy w życiu ziemskim nie ma potrzeby uporządkowania spraw doczesnych, a szczególnie w naszej polskiej rzeczywistości? Czy nie powinniśmy zacząć się modlić o naszego ziemskiego, polskiego, przywódcę – Króla, który pomógłby nam w uporządkowaniu spraw w państwie? Kto tego dokona? Republikański prezydent? Nie udało się jeszcze nikomu zbudować zamku na piska.
Jan Skowera