Strona głównaOgólnaArtykułyM. Gniadek-Zieliński: Szlachty być, czy nie być

M. Gniadek-Zieliński: Szlachty być, czy nie być

Perspektywa restauracji monarchii w Polsce niesie ze sobą problem szlachectwa. Istnienie monarchii w sposób oczywisty implikuje istnienie nobiles. Problem jest zatem natury technicznej. Kto właściwie w odrodzonym Królestwie Polskim miałby być szlachcicem i dlaczego?
Spór dotyczy  głownie trzech aspektów. Po pierwsze: jak szlachectwo powinno być nabywane? Czy istnieć powinna szlachta rodowa, czy wyłącznie szlachta z nadania (tzw. szlachectwo osobowe)? Po drugie: co właściwie ma wyróżniać szlachcica od nieszlachcica? Jakie profity powinny wypływać z posiadanego tytułu? Po trzecie wreszcie: jakie powinny istnieć tytuły? Kto z pośród szlachty ma stać wyżej od innych i czy w ogóle?

10966991_897773463620801_291145970_n

Janusz Radziwiłł przybywa na posiedzenie Sejmu, 1931 r.

Ja nie chcę szlachty rodowej. Nie chcę jej, bo uważam ją za głupotę. Chcę szlachectwa osobowego. Istnienie dziedzicznej szlachty nie sprzyja jej elitarności. Nie jest wcale tak, że człowiek mogący się wylegitymować dowodem szlachectwa jest faktycznie człowiekiem szlachetnym, a przecież taki właśnie powinien być: łac. nobilis=szlachetny=szlachta. Wprowadzenie osobowego szlachectwa zmniejsza prawdopodobieństwo wystąpienia degenerata- w końcu to sam Król człowieka owego szlachectwem obdarza. Szlachcicem powinna być osoba zasłużona dla państwa/Króla/kraju/Narodu, ktoś kto wykazał się czymś ponad obywatelski obowiązek. Dlaczego zatem syn takiego człowieka (wzgl. córka) ma również posiadać tytuł? Cóż to pacholę zrobiło dla państwa? Nic. Dlaczego zatem ma nosić zaszczytny tytuł? Niech się wykaże, niech pójdzie w ślady ojca – niech na szlachectwo zasłuży nim je dostanie.

Szlachta z nadania z zasady wierna jest monarsze, który szlachectwem ją obdarzył, co innego szlachta dziedziczna. Nie czuje się już ona tak bezpośrednio zobligowana do posłuszeństwa- nie czuje wdzięczności, nie rozumie już swojej służby. Jest znacznie bardziej skłonna do buntu i dąży do pełnej niezależności. Z czasem wyniknąć mogą z tego rzeczy tragiczne – upadek idei monarchistycznej wśród szlachty, działania partykularne, czy nawet upadek państwa. Raz już to Lechistan przeżył.

Nie można również doprowadzić do restauracji monarchii stanowej. Istnienie całych rodzin szlacheckich tworzy z nich pewnie stan społeczny, istnienie zaś tylko poszczególnych jednostek z tytułem nie różni się niczym od np. grupy kawalerów Orderu Orła Białego. Czy Order Orła Białego się dziedziczy? Nie słyszałem.
Jeśli nawet – mimo wszystko – uparlibyśmy się i zdecydowali na system szlachty rodowej, to jakie rody miałyby to szlachectwo posiadać? Nowe czy stare- a może jedne i drugie? Dawne rodziny szlacheckie , w takiej sytuacji, upomną się o swoje prawa. Co wtedy?  Cześć dawnych rodów – co z przykrością stwierdzam- schamiała. Schamiała całkowicie i wypięła się nie tylko na idee monarchistyczną, nie tylko na konserwatyzm: na polskość się wypięła! Proszę zauważyć, że gdyby przywrócono dawne rodziny do stanu szlacheckiego to i mnie by tytuł przysługiwał, tymczasem dla kraju nie zasłużyłem się dostatecznie bym mógł liczyć na szlachectwo z nadania. Mimo wszystko jednak wybieram szlachtę z nadania!

Szlachcic nie powinien mieć większych praw politycznych niż każdy inny obywatel (obywatel, nie mieszkaniec!). Szlachectwo powinno się wiązać jedynie z pewnym prestiżem, być wielkim zaszczytem i wielkim wyzwaniem moralnym.  Powinno wywoływać  powszechny podziw w społeczeństwie i głęboki szacunek. W korespondencji urzędowej wszyscy powinni się zwracać do szlachcica podając jego tytulaturę oraz herb. Szlachcic ponadto mógłby mieć prawo do noszenia broni na wierzchu w miejscach publicznych, tak jak służby mundurowe (wpłynęłoby to też pozytywnie na wizerunek tych służb, jeśli byłyby w cywilu).

W Polsce nigdy nie wyewoluowała rodzima tytulatura. Równość szlachecka, będąca podstawą ustroju Rzeczypospolitej wyjątek robiła wyłącznie dla rodów wywodzących się od olgierdowiców, zezwalając im na noszenie tytułów xiążęcych. Podczas zaborów pojawił się tytuł hrabiowski, który i do naszej rodziny trafił na jakiś czas zresztą. Sądzę, że w odrodzonej monarchii polskiej tytuły hrabiów i xiążąt powinny funkcjonować i być nadawane za największe zasługi dla państwa/Króla/kraju/Narodu.  Tytuł xiążęcy i hrabiowski rozszerzałby się na współmałżonka, ale już nie na dzieci.

Pięknie jest dywagować o szlachcie i tym jaka być powinna, ale kierować należy się mottem Hotelu Lambert „Najpierw być, potem jak być” . Najpierw Król, potem szlachta – nie odwrotnie.

Najnowsze komentarze

  • Jeżeli szlachta nie będzie dziedziczna, dlaczego dziedziczny ma być król? Szlachcic od najmłodszych lat wychowywany na „magnata” i król obdarzony podobną opieką podczas dorastania, będzie lepiej sprawdzał się w swoich najważniejszych rolach: działalności politycznej. Nie wyklucza to przecież możliwości nobilitacji i denobilitacji (w skrajnych przypadkach, tak mi się wydaje).

  • W międzywojnu szlachty nie było a jakoś się ziemiaństwo „wychowywało” do pełnienia funkcji publicznych oraz pięknie rozwijał oryginalny świat ziemiański. Jestem pewien, że szlachta dziedziczna będzie istnieć, ale nie nominalnie, nie w sposób usankcjonowany prawnie. Tak jak przed wojną. Rodziny, w których ktoś stał się szlachcicem automatycznie będą stawały się przestrzenią elitarną.
    Istnienie jakichkolwiek stanów w społeczeństwie otwiera furtkę zachwianiu jedności narodowej i wytworzeniem niepotrzebnych antagonizmów, które w przyszłości mogą doprowadzić do oligarchicznego/demokratycznego przewrotu. Król nie przeprowadza na siebie zamachu stanu- to nielogiczne. Może najwyżej abdykować. Jesli zaś zamachu dokonałby ktoś z rodziny królewskiej to z pewnością nie byłby to zamach oligarchiczny/demokratyczny.

  • Być może faktycznie książęta itd. powinni zadowolić się jedynie tytułami, politycznie będąc równymi w prawach razem z resztą poddanych, musząc rywalizować z resztą społeczeństwa, mając znaczny „przywilej” w postaci politycznego wychowania. Może by utworzyć też coś w rodzaju brytyjskiej Izby Lordów? Może podzielić poszczególne funkcje władzy wśród społeczeństwa? Patrzeć tylko na majątek?
    Niechęci warstw wobec siebie da się uniknąć, przez dopuszczenie wszystkich ich, być może na różnych prawach, do władzy. Różnice nie są jednak przecież tylko polityczne. Jak wiadomo, najczęściej podział na hrabiów i chłopów niknął dopiero wtedy, kiedy ktoś zaczynał ucinać tym pierwszym głowy i zabierać im majątki.
    Jednak całkowite ogołocenie ludzi nie ze szlachty, nawet jeśli ładnie wyglądało by na papierze, doprowadziło by oczywiście do jakiegoś pseudo-narodowego zrywu i pewnie mordów.

  • Jeżeli szlachta ma być ujednolicona, składać się jedynie z grupy ludzi uhonorowanych i nie brać udziału we władzy, to w gruncie rzeczy nie ma się nad czym dywagować, bo taka „szlachtę” mamy nawet współcześnie, i nikt poza fanatycznym „równościowcami” nie neguje konieczności wyróżnienia zasłużonych obywateli. Tak samo trudno dywagować nad tym, czy można odziedziczyć po kimś zasługi, co w moim odczuciu przypomina żądania syna, który chcę przypisania mu wykształcenia i osiągnięć edukacyjnych ojca.
    Sama szlachta jaką znamy z historii oczywiście nie jest już do niczego potrzebna, gdyż jak wiadomo nie żyjemy w czasach przedindustrialnych, a co za tym idzie nie towarzyszą nam wyróżniający się na tle społeczeństwa właściciele ziemscy z obowiązkiem służby wojskowej, których interesy przestały być w pewnym momencie (wymiana monarchią patrymonialnej na stanowią) obojętne dla króla. Jeżeli mamy poważnie mówić o odrestaurowaniu monarchii to nie możemy zapominać, iż ktoś musi zasiadać w królewskiej administracji, radzie stanu czy w końcu na wypadek specjalnych okoliczności przynajmniej jedna osoba musi być gotowa do pełnienia funkcji regenta. Mówiąc inaczej, król potrzebuje politycznego „towarzystwa” dlatego kwestią z goła ważniejszą, wydaje się problem kto powinien pełnić role współczesnej arystokracji tudzież szlachty wyższej. Przede wszystkim nie można by jej ograniczać do „nowej szlachty” o jakiej przeczytaliśmy w tekście, bowiem ograniczenie administracji królewskiej jedynie do ludzi uhonorowanych doprowadziłoby wprost do deficytu osobowego. Po prostu wyróżnionych na tle całego społeczeństwa z samej swej definicji jak i idei jest zawsze niewiele. Najprościej byłoby ażeby król sam sobie dobierał własny gabinet, w końcu sam najlepiej zna swój pomysł na kraj i wie którzy specjaliści najlepiej pomogliby mu ją zrealizować. Jak łatwo się domyślić, trudno w tym wypadku mówić o jakiejkolwiek dziedziczności, jak to miało miejsce w dawnej arystokracji, a wyłączenie królewskiej z gry społecznego awansu i społecznej degradacji najpewniej odbiłoby się na jakości wykonywanej przez nich pracy jak i samych relacjach z królem (co podkreślono w tekście).
    Niemniej jednak, sama dziedziczność jak najbardziej ma swój sens w przeciwnym razie musielibyśmy zanegować cały legitymizm jako taki. Pamiętać należy, że samo prawo dziedziczności tak samo jak system feudalny nie był niczyim interesownym wymysłem, tylko został ukształtowany przez panujące ówcześnie okoliczności. Dawniej o sile i znaczeniu rodziny decydował fakt, że człowiek nie jest samowystarczalny, to nie przypadek, iż dawniej ślub młodych ludzi poprzedzała wpłata posagu jako rekompensata za utratę rąk do pracy, człowiek spędzał dzieciństwo na pomaganiu rodzicom w utrzymaniu siebie i reszty rodziny w tym nabywało ono odpowiednich umiejętności i jako człowiek dorosły nie nadawał się już do innej pracy. Podobnie było w rodzinach rzemieślniczych, jak i u samej szlachty gdzie dla honoru i dobrego imienia rodu kształtowano dzieci najlepiej jak się dało i nikt nie dopuszczał myśli, ażeby trudniło się „gorszymi” zajęciami. Dziedziczność daje w pierwszej kolejności stabilność, porządek, odporność na naciski z zewnątrz oraz duże prawdopodobieństwo utrzymania statusu quo, gdyż jak wiemy odziedziczone urzędu i tytułu ściśle wiązana jest z dorobkiem i polityką poprzedników. W związku z tym dziedziczność powinna być brana pod uwagę przy ustalaniu składu władzy sądowniczej, która jako jedyna z monteskiuszowskiego trójpodziału władzy zasługuje na wyodrębnienie, na którą nawet sam monarcha nie powinien mieć większego wpływu.

  • O szlachty be or not to b, w znaczeniu politycznym, zadecydowała Konstytucja Marcowa z 1921 roku. Artykuł 12 mówi między innymi: „ Prawo wybierania ma każdy obywatel polski bez różnicy płci, …..”. Konsekwencją tego zapisu jest Artykuł 96 „ Rzeczpospolita Polska nie uznaje przywilejów rodowych ani stanowych, jak również żadnych herbów, tytułów rodowych i innych, …..”. Po odzyskanie niepodległości , chociaż nie istniała ciągłość prawno-państwowa, Państwo Polskie odnosi się do swojej historii, a w szczególności postanowień sejmu konwokacyjnego z 1573 roku, kiedy to podjęto decyzję, że szlachta i tylko ona, w wyborach powszechnych i bezpośrednich będzie wybierała króla.
    Przywrócenie monarchii w Polsce nie może się wiązać z przywróceniem politycznych przywilejów stanowych, dlatego też nawiązywanie do dawnych tradycji musi uwzględniać uwarunkowanie społeczno-polityczne epoki w której żyjemy. Tak się przecież również dzieje w większości państw, w których monarchia została zachowana. Tytuły i godności mające głęboką tradycję historyczną, dzisiaj posiadają wymiar honorowego wyróżnienia.
    Musimy pamiętać również o tym, że Polska praktycznie nie posiadała struktury lennej, która pozostawiła w spadku zachodnim społeczeństwom wiele tytułów, określanych współcześnie mianem arystokratycznych. W Polsce tytuły, z wyjątkiem w pewnym czasie starostów, nie miały charakteru dziedzicznego, ponieważ były związane z pełnionym urzędem, np. cześnik, podstoli, podskarbi itd.
    Monarchia ma tę przewagę nad republiką, iż ma zdolność kreowania propaństwowych elit politycznych, w odróżnieniu od republiki, której siłą motoryczna jest konflikt, czyli destrukcja. Nie napotykająca żadnych przeszkód walka z konkurencją z czasem zaczyna godzić w interes państwa. Wykształcone w takiej walce elity, z punktu widzenia perspektywicznych interesów państwa, są praktycznie antyelitami.
    Problem godności i tytułów został przeze mnie naszkicowany w rozdziale „Tytuły honorowe, odznaczenia” w „Programie dla monarchii”. Założeniem tego punktu programu jest jedynie uhonorowanie i wyróżnienie obywateli za szczególne osiągnięcia i zasługi dla kraju.

Odpowiedz użytkownikowi Jan Skowera Anuluj odpowiedź