Przez lata rozmawiając z ludźmi, którzy przeciwni są monarchii odniosłem wrażenie, że głównym ich argumentem przeciwko władzy królewskiej jest to, że o wyborze osoby ją sprawującej decyduje jedynie urodzenie, co w zasadzie można przyrównać do losowania władcy. Przecież pośród ludzi już urodzonych znajdują się zarówno osoby kompetentne i niekompetentne. W przypadku każdego nowego monarchy istnieje więc pięćdziesiąt, lub więcej procent szans, że nie będzie on wystarczająco kompetentny do sprawowania władzy. Jest to błędne rozumowanie.
Obalając powyższą tezę pomińmy wszelkie idee mistyczne. Oczywiście istnieje teza, że władza królewska pochodzi od Boga, a Bóg nie dopuści osób niekompetentnych do zajęcia miejsca na tronie, chyba że taki będzie Jego zamysł. Teza ta jest całkowicie nieprzydatna do realizowania celu tego tekstu, gdyż za jej pomocą można przekonać jedynie osoby już przekonane. Pominiemy zatem tą kwestię.
Czemu sposób wyboru władcy poprzez urodzenie jest korzystny? Oczywiście faktem jest, że ludzie rodzą się kompetentni lub niekompetentni w grubsza losowych proporcjach. W dziedziczeniu tronu najważniejsze jest to, że od urodzenia wiemy, że dany człowiek będzie przyszłym królem, względnie znamy niewielką ilość ludzi, o których, od początku ich życia wiadomo, że jeden z nich otrzyma koronę. W przypadku przyszłego monarchy moment urodzenia od momentu objęcia tronu dzieli wiele lat. W większości krajów jest to zwykle ponad dwadzieścia lat. Co ważniejsze są wśród nich lata kluczowe dla rozwoju osobowości człowieka. W tym czasie można przyszłemu monarsze wpoić odpowiedni system wartości i nauczyć go odpowiednich modeli zachowań. Można wreszcie poddać go odpowiedniej edukacji. Podobnie można postąpić z osobami mogącymi go zastąpić, jeśli z przyczyn losowych nie mógłby wypełnić swojego przeznaczenia. Przyszły monarcha uczestniczy też czynnie w wypełnianiu królewskich zadań przez urzędującego władcę. W ten sposób uczy się jak obowiązki władcy wyglądają w praktyce.
Powyższa cecha monarchii dziedzicznej sprawia, że jest ona modelem wyboru najważniejszej osoby w państwie gwarantującym zdecydowanie większą jej kompetencje niż demokratyczne wybory. Przecież dokonujący elekcji wyborca nie wie zbyt wiele na temat rzeczywistych umiejętności politycznych przyszłego prezydenta, premiera czy nawet posła. Wyborca podejmuje zwykle decyzję na podstawie tego, co sam ubiegający się o stanowisko powie mu w czasie kampanii wyborczej. Przeciętny głosujący nie ma czasu, a często nawet realnej możliwości, by rozpatrzyć drogę edukacji, wyniki osiągane w jej czasie i wyniki na sprawowanych dotychczas stanowiskach wszystkich osób kandydujących. Czemu zatem uważa się, że takie osoby będą zwykle bardziej kompetentne niż osoby od urodzenia gruntownie przygotowywane do pełnienia swojej funkcji?
Oczywiście nie można też zapomnieć o możliwości wyłączenia z linii sukcesji. Nawet gdyby wychowanie i edukacja nie zadziałały to mamy przecież wiele lat, by to zauważyć i tak zidentyfikowane osoby niekompetentne wyłączyć spośród dziedziców tronu. Szczególnie sprzyja temu uczestniczenie następcy tronu w wykonywaniu obowiązków przez urzędującego władcę.
Bardzo eleganckim przykładem usunięcia osoby nieodpowiedniej do pełnienia funkcji monarszej może być abdykacja brytyjskiego króla Edwarda VIII, po którym koronę przejął Jerzy V, ojciec Elżbiety II. Edward był problematycznym nowym monarchą. Na przykład przerwał studia po trzecim roku bez żadnego tytułu naukowego twierdząc, że książki nie są dla niego. Jego wstąpienie na tron przyjęto z rezerwą i niepokojem. Szalę przeważyła decyzja o poślubieniu podwójnej rozwódki, a jako że król jest też głową Kościoła Anglikańskiego, czyn ten okazał się nazbyt dyskredytujący. Miało to miejsce po około roku panowania. Wówczas to premier Stanley Baldwin (pierwszy hrabia Baldwin of Bewdley) wyrażając stanowisko wielu przedstawicieli brytyjskiego imperium, skłonił króla do abdykacji.
W zeszłym roku środowiskiem monarchistów wstrząsnęła informacja o decyzji byłego króla Rumunii Michał I (cały czas aktywnego w sferze publicznej). Odebrał on swojemu wnukowi tytuł książęcy, a co za tym idzie prawa do ewentualnego ubiegania się o tron królewski. Akt ten umotywował twierdzeniem, że książę Nicolae nie poradziłby sobie z czekającymi go obowiązkami. Ta decyzja podjęta została w porozumieniu z samym Nicolaem.
Oficjalny, państwowy, biurokratyczny proces wyłączania z linii sukcesji dobrze opisuje Artykuł 28. Konstytucji Haszymidzkiego Królestwa Jordanii. Wymaga on wydania Królewskiego Dekretu o Niezdolności do Dziedziczenia Tronu. Dekret ten musi być kontrasygnowany przez premiera i czterech ministrów, wśród których muszą się znaleźć Minister Spraw Wewnętrznych i Minister Sprawiedliwości.
Obawy przeciwników monarchii o to, że dziedziczenie tronu nie gwarantuje kompetencji króla są bezpodstawne. Jednak, z uwagi na ich rozpowszechnienie w społeczeństwie, w wypadku przywrócenia monarchii w Polsce, należy kłaść duży nacisk na wprowadzenie w systemie prawnym jasnej i stabilnej drogi wykluczenia z linii sukcesji osób, które okażą się jawnie niezdolne do udźwignięcia królewskich obowiązków. Należy też dołożyć wszelkich starań, aby społeczeństwo zostało o tej drodze należycie poinformowane, by zaradzić jego obawom. Zadaniem monarchii jest przecież zapewnić stabilizację, a nie wywoływać lęk o należyte następstwo władzy.