Obecna sytuacja polityczna przypomina po trosze tę z czasów Sejmu Wielkiego. Uwikłana w konflikt z Turcją Moskwa nie mogła bezpośrednio zagrozić militarnie Polsce, dlatego stronnictwo patriotów wsparte przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego dokonało zamachu stanu i wprowadziło reformy państwa, zastępując zdegenerowany system republikański monarchią konstytucyjną.
W czym tu podobieństwo z obecną sytuacją i rezolucją PE? Wówczas, jak i teraz działają w Polsce politycy, którzy są jawnymi zdrajcami, którzy nie ukrywają swoich powiązań politycznych, a wręcz się nimi szczycą. Zdrajcy nie mają na tyle siły, żeby opanować całkowicie władzę w Polsce, dlatego potrzebują wsparcia z zewnątrz. Chcą doprowadzić do takiej eskalacji konfliktu, żeby ludzie wyszli na ulice – niektórzy do tego nawołują, żeby zaczęła lać się krew. Wówczas potrzebna będzie interwencja!
Niestety od trzech wieków mamy taką sytuację w Polsce, że jak nie rządzą nami tajni agenci, lub wprost moskiewscy ambasadorowie, to nie mamy „demokracji”. Żeby nie być posądzonym o stronniczość pozwolę sobie przytoczyć słowa amerykańskiego historyka Roberta Howarda Lorda z jego wspaniałej książki „Drugi rozbiór Polski”: „Niewątpliwie naród zaczął jaśniej zdawać sobie sprawę z tego, co należało uczynić, aby zapobiec upadkowi, ale pozostawało jeszcze dowieść, że mógł on to wykonać. Reformy, o których mowa, wymagały wyrzeczenia się najbardziej drogich sercu tradycji, prawie całkowitego zerwania z przeszłością, wymagały od przywódców niezawodnego instynktu i doskonałego rozumu politycznego, energii i siły woli, od narodu zaś jedności, dyscypliny i uporu, a także gotowości do takich poświęceń, jakich będzie wymagała sytuacja. Czy Polska miała siłę moralną potrzebną dla podjęcia tak wielkiego wysiłku? Na to pytanie trudno odpowiedzieć. Dyplomaci, podróżnicy i pamiętnikarze pozostawili nam jak najczarniejszy obraz ówczesnego społeczeństwa polskiego, malując lekkomyślność i niestałość charakteru narodowego, zepsucie obyczajów, powszechną skłonność do warcholstwa i zabaw, pijaństwa, hazardu i inne formy rozpasania, upośledzenie klas niższych, ciasnotę horyzontów umysłowych, ciemnotę i egoizm drobnej szlachty, niezdrową ambicję, ducha anarchii, sprzedajność i brak patriotyzmu magnatów.” Niegdysiejsi magnaci – to dzisiejsi „baronowie partyjni”. … „Historia polityczna tego okresu świadczy, że zbyt wielu Polaków nie wyniosło żadnych nauk z pierwszego rozbioru i że byli oni wciąż skłonni topić kraj w fali zamętu, wywoływać skandale uwłaczające godności narodowej w oczach cudzoziemców i szukać pomocy u obcych dworów przeciwko własnemu, bądź to dla osiągniecia niskich, egoistycznych celów osobistych, bądź z powodu błędnych poglądów politycznych, czy też po prostu z nawyku.”
Wysiłki Sejmu Czteroletniego zakończyły się klęską za sprawą „…ducha anarchii, sprzedajności i braku patriotyzmu…”. Ten sam cel przyświeca naszym współczesnym Branickim, Rzewuskim i Potockim. Z tych nazwisk już nikt nigdy nie zmyje śladów hańby i zdrady. Dzisiejsi brukselscy zdrajcy, też nie mają na co liczyć, z wyjątkiem marnych „srebrników”.
Jan Lech Skowera