Tekst autorstwa Pana Michała Mroza, prezesa Towarzystwa Monarchistycznego.
Żyjemy w czasach, w których za jedyny dopuszczalny ustrój państwowy uważana jest demokracja. Teza ta stała się tak powszechna, że może dziś nawet legitymizować zbrojne napady na suwerenne państwa, jeśli tylko napady te za główny cel przyjęły sobie zaprowadzenie demokracji gdzieś, gdzie jej jeszcze nie ma. Możemy oczywiście ubolewać nad opłakanymi skutkami, jakie wprowadzona ad hoc demokracja przynosi, ale faktem jest, świat, w którym żyjemy zachwycił się tym ustrojem. Demokracją zachwycił się też Jigme Singye Wangchuck, król małego, wtulonego w Himalaje Bhutanu, który znajduje się między Chinami i Indiami.
Jego Wysokość był oczywiście świadomy zgubnych skutków nie przemyślanego gruntownie procesu wprowadzania demokracji. Jak złowrogi demon wisiał nad jego pomysłem przykład sąsiadów – Nepalu i Bangladeszu – gdzie demokracja często przeradza się po prostu w walkę o łupy. Ale, jak się okazało, był jeszcze jeden problem.
Kraj, którym przyszło mu rządzić był, i dalej pozostał, krajem bardzo specyficznym. Europejczyk, gdy znalazłby się w nim, przeżyłby zapewne szok. Pierwszą rzeczą, jaka zadziwiłaby przedstawiciela kultury, która zdobyła panowanie nad światem, byłby widok ludzi, którzy nadal od europejskich dżinsów, podkoszulków czy nawet garniturów, wolą tradycyjne szaty swojego ludu – takie same, jakie przywdziewali ich ojcowie i dziadowie. Drugą zadziwiającą rzeczą byłoby ubóstwo. W Bhutanie cała rodzina musi zwykle mieścić się w skromnym jedno lub dwuizbowym domu. A często mieszka w nim wraz ze swoimi zwierzętami. „Jacy biedni ludzie!” – zakrzyknąłby Europejczyk. Ale zdaje się, że w tym stanie nie tyle trzyma Bhutańczyków brak możliwości rozwoju i bogacenia, ale buddyjska idea, iż nie bogactwo jest najważniejsze. Według nich ważne jest by mieć dach nad głową, by nie chodzić głodnym, by mieć rodzinę i by być szczęśliwym. Wśród tych wartości nie ma pogoni za bogactwem. Co ciekawe rozwoju kraju do dziś nie liczy się tam według przyrostu krajowego brutto. Na użytek Bhutańczyków stworzono współczynnik szczęścia narodowego brutto (Gross National Happiness, GNH).
W kraju tym 21 lipca 1972, po tragicznej śmierci ojca, na tron powołany został Jigme Singye Wangchuck, wówczas niespełna siedemnastoletni mężczyzna, który oprócz tradycyjnej, buddyjskiej edukacji, między innymi uczył się również ekonomii w Londynie. W trakcie swojego panowania podjął próby zmian ustroju państwa. Chciał oddać władzę w ręce ludu. Przede wszystkim zadbał o edukację następcy tonu. Jego najstarszy syn, Jigme Khesar Namgyel Wangchuck uczył się w Stanach Zjednoczonych Ameryki, studiował potem na Oxfordzie. Gdy zaś miał on 25 lat, w grudniu 2006 roku, jego ojciec postanowi abdykować i poprosić go o zajęcie miejsca na tronie. Zanim to jednak uczynił ogłosił, że w 2008 roku mają się odbyć pierwsze demokratyczne wybory w Bhutanie.
I w tym momencie pojawił się pewien problem. Miłujący tradycję Bhutańczycy, odziani w swe stroje narodowe, zaczęli mówić do siebie: „Cóż też nasz miłościwie panujący król wymyślił? Czy nie dobrze jest nam tak jak jest teraz, tak jak było za naszych ojców i dziadów? Jak dotąd, kiedy panował nad nami król byliśmy przecież szczęśliwi. Po co to zmieniać?” Pierwsze w historii wybory zbliżały się wielkimi krokami, a w Bhutanie nie powstała żądana partia polityczna. W końcu król wziął sprawy we własne ręce i sam wymyślił cztery partie. Jedna z nich postulowała o walkę z korupcją i solidarne państwo, druga chciała industrializacji kraju, trzecia była partią ekologów, a czwarta partią konserwatystów chcących zachować tradycje Bhutanu. Król osobiście poprosił też odpowiednie, według niego, osoby by stali się ich liderami. Oni zaś, nie za bardzo wiedząc o co w zasadzie ich monarsze chodzi, z szacunku do niego, zgodzili się.
Tak oto w 2008 roku Bhutańczycy, głównie z szacunku do swojego władcy, poszli do wyborów i zagłosowali, a zagłosowali tak, że znaczną większość zdobyła partia konserwatystów postulująca o zachowanie tradycji.
Pokazuje to ciekawy fakt, iż nie wszyscy na świecie pałają ogromną miłością do demokracji, w pogardzie mając inne ustroje. Są na świecie ludzie bardziej przywiązani do swojego monarchy niż do pomysłów na temat władzy ludu. Władca ten jednak twierdził, że w dobie globalizacji monarchia absolutna, nawet najlepsza, nie ma racji bytu. Niestrudzenie starał się to wytłumaczyć swoim poddanym, a poddani z pewną rezerwą i nieufnością potakująco kiwali głowami. No bo przecież nie mogliby sprzeciwić się swojemu umiłowanemu królowi. On zawsze chciał dla nich tego co najlepsze.
Jacek Bartyzel / 30 czerwca 2014
Król wymuszający na poddanych demokrację i wymyślający partie!
Jak to śpiewał Kleyff – „jaja nie do wytrzymania”.
/
Ja / 25 lipca 2019
Artykul ciekawy. Jeno tak jakos dziecinnie napisany..
/
Krzysztof / 26 lipca 2019
Temat ciekawy a nie artykuł…
/
Dzon_Rambo / 25 lipca 2019
„… w pogardzie mając inne ustroje” – a jak ktoś nie czuje pogardy, a inne ustroje są mu obojętne to już nie pasuje? To wlasnie ukazujesz jaką pogardą pała demokracja do innych ustrojów usprawiedliwjając nawet wojnę, jeżeli tylko w imie demokracji. A sam podajesz jako przyklad ze pogarda dla innych ustrojów jest ok pod waronkiem że wystarczy nie wyznawac demokracji a najlepiej być do tego mieszkańcem królestwa i jest ok. Jakos jedzie mi tu naziolstwem w twojej ideologii jedzie. Błeee…. Po co ta pogarda na siłę. Nawet ja nie gardze toba piszac ci o tym. Wiesz…. Ty na pewno bylbys zlym królem 🙂 ale kraj zajebisty. Nie wierzę w to że nami gardzą 🙂
/
ZygmuntIghtorn / 26 lipca 2019
Widzę, że przybyło kilka nowych komentarzy z wykopu. W takim razie i ja wrzucę tutaj swoją listę faktów i dat na temat demokratyzacji Bhutanu, którą przygotowałem na potrzeby dyskusji na wykop.pl https://www.wykop.pl/link/5061827/bhutan-jeszcze-wiecej-demokracji/
Dość powiedzieć, że wybory opisywane przez pana Mroza, z będące przyczynkiem do dyskusji, były jedynie próbnymi wyborami przeprowadzonymi na rok przed tymi właściwymi.
Sugerowanie, że sam król musiał wymyślić partie dla obywateli Bhutanu, ponieważ ci nie byli w stanie tego zrobić, uwłacza ich godności.
/
Marcin / 26 lipca 2019
Demokracja to syf. Tylko powoduje sztuczne spory i walkę egocentryków o władzę. Obecnie w Polsce został sztucznie wywołany spór o LGBT, który wcześnie nie istniał i nie był problemem społecznym. Zrobiono to celowo, żeby podzielić społeczeństwo i zabetonować elektoraty. Wybory polityczne są negatywne.
Oświecona monarchia konsultacyjna jest o niebo lepsza, bo nie trzeba wtedy walczyć o władzę, żeby tamte „oszołomy nie wygrały.” Masz problem, idź do króla opisać problem. Dużo ludzi ma taki sam problem, król będzie musiał się tym zająć.
/
Marcin Kamiński / 26 lipca 2019
U nas w Polsce jest niby demokracja, ale tylko pozorna niestety.
/