Strona głównaOgólnaArtykułyJ. L. Skowera: W odpowiedzi na krytykę III drogi w „Programie dla monarchii”

J. L. Skowera: W odpowiedzi na krytykę III drogi w „Programie dla monarchii”

Autor krytyki Jan Tyszkiewicz odnosząc się do założeń gospodarczych programu, wykorzystał tę okazję do zaprezentowania własnej wizji monarchii, usiłując jednocześnie przemycić interpretację: liberalizm – nieodzowny element monarchizmu. Monarchia jako najbardziej rozpowszechniona w dziejach ludzkości ustrojowa forma państwa nie jest i nie mogła być związana, a nawet kojarzona, z jakimkolwiek określonym systemem ekonomiczno-gospodarczym, z uwagi na ogromną przestrzeń historyczną i kulturową w jakiej występuje. To, co łączy człowieka, niezależnie od szerokości geograficznej, epoki i kultury, to przeświadczenie o istnieniu Boga i monarchiczna struktura społeczna.

Zaproponowane w „Programie dla monarchii” rozwiązania nie mają charakteru rozważań ogólnych, odnoszą się one do konkretnie zaistniałej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska po upadku panującego uprzednio systemu komunistycznego. Komunizm w Polsce nie był chwilowym zachwianiem równowagi, pałacowym przewrotem, czy pokoleniową wymianą elit. To totalitarne zniszczenie trwało wystarczająco długo, żeby nastąpiło przerwanie ciągłości kulturowej i cywilizacyjnej w Polsce, jakiego nie byliśmy świadkami w 1000 letniej historii państwa. Rozbiory przez swój ogrom nieszczęść i zniszczeń nie pozostawiły aż tak destrukcyjnych skutków.

Po upadku komunizmu, w okresie tzw. transformacji nie miała miejsca debata polityczna na temat kształtu przyszłego państwa. Nikt nie sformułował żadnego programu o charakterze ogólnym -państwowym , czy nawet partyjnym, który stałby się podstawą dla takiej debaty. Jedyne deklaracje, które kształtowały nową rzeczywistość politycznie, to tzw. „gruba kreska”, rozumiana jako polityczna amnestia dla wszystkich, którzy byli związani z uprzednim reżimem oraz społecznie-gospodarczo – „róbta co chceta”. Niestety również ci, którzy z takim stanem rzeczy nie zgadzali się, nie sformułowali własnej wizji państwa, poza ogólnie powtarzanymi sloganami „demokracja i kapitalizm”. Tego, że były to słowa nie napełnione treścią, doświadczamy dzisiaj.

Swoboda zgromadzeń, wolne wybory, przewrócenie godłu państwowemu korony to jeszcze nie program. Na pewno nie na miarę transformacji. Stary porządek demo-ludowy przepoczwarzył się w demo-liberalny, bez żadnej refleksji nad stanem społeczeństwa, gospodarki, państwa i jego pozycji międzynarodowej. W tym ostatnim przypadku gwaranta bezpieczeństwa państwa ludowego, jakim był Związek Radziecki, zastąpiono Stanami Zjednoczonymi, które mają być gwarancją demokracji.

O tym, że państwo znajduje się w stanie rozkładu mówią sami rządzący. Analogiczna sytuacja do tej z okresu I RP, która doprowadziła do rozbiorów. Tej współczesnej elicie rządzącej, tej z koalicji i opozycji taki stan odpowiada. To im gwarantuje władzę i profity. Symbolem takiego statusu jest obecność w Sejmie. Różnica jedynie polega na tym, że ci co sprawują rządy mają więcej stanowisk do zaoferowanie swoim zwolennikom. A stan państwa? …..

„Program dla monarchii” jest propozycją zmian systemowo-ustrojowych a nie personalnych. Samo przejęcie władzy nie rozwiąże żadnego problemu. Zaspokoi jedynie ambicje osobiste polityków. Dlatego debata „polityczna” w polskich mediach sprowadza się do plotek i sensacji obyczajowo-politycznych. Nie ma w niej miejsca na rzeczową rozmowę np. o stanie gospodarki. To, czym absorbowana jest uwaga publiczna to głośnie afery „medialne”, tu powstają i tu się kończą. Analogicznie do postawy polityków w Sejmie zachowują się dziennikarze i media. Dlatego w Polsce nie istnieje w praktyce takie pojęcie jak opinia publiczna. Rola dziennikarzy i mediów ogranicza się do funkcji płatnych klakierów, którzy mają zadbać o popularność swoich zwierzchników, dla zagwarantowania kolejnej sejmowej reelekcji.

Formułując program reform państwa, w tym gospodarki, musimy najpierw wytyczyć jej cele, stosownie do społeczno-państwowych potrzeb. Następnie ocenić jej obecny stan. Na ile spełnia ona nasze oczekiwania. Dopiero po przeprowadzenia rzeczowej analizy formułować plany gospodarczego rozwoju. Podkreślam „plany rozwoju”, tego nie spowoduje samoczynnie żaden wolny rynek. Jest on oczywiście istotnym narzędziem a nie celem samym w sobie. W tym miejscu bardzo polecam książkę Jan Adama II księcia Liechtensteinu „Państwo w trzecim tysiącleciu”.

Nie możemy zapominać o naszej historii, która kształtowała naszą rzeczywistość również gospodarczą. W XVIII i XIX wiek, kiedy Europa Zachodnia przechodziła z epoki agrarnej do epoki industrialnej, Polska i inne kraje Europy Wschodniej znajdowały się pod okupacją germańską, rosyjską względnie otomańską, nie mając szans na swobodny rozwój gospodarczy. To wówczas „królował” liberalizm, jako „naturalne środowisko” rozwoju gospodarki rynkowej. Wolny liberalizm, zwany również „dzikim kapitalizmem” stał się pożywką dla ideologii i ruchów rewolucyjnych, zdominowanych ostatecznie przez komunistów. Był to czas wielkiego społecznego wzburzenia i chaosu. Dopiero 50 lat po ogłoszeniu Manifestu Komunistycznego, papież Leon XIII ogłasza swoją encyklikę „Rerum novarum”. Po to, żeby wskazać drogę zrównoważonego rozwoju opartą na poszanowaniu własności prywatnej, godności pracy i osoby ludzkiej, i odpowiedzialności władz państwa za jego rozwój i ład społeczny.

 

Przytoczone poniżej cytaty powinny rozwiać wszelkie wątpliwości Autora krytyki, co do intencji i przesłania społecznego nauczania Kościoła.

 

„Głoszono zdanie, że cały gromadzący się kapitał według niezłomnego prawa gospodarczego przynależy bogatym, i że mocą tego samego prawa robotnicy są skazani na wieczną nędzę albo na najniższą stopę życiową. Wprawdzie nie zawsze i nie wszędzie rzeczywistość kształtowała się zgodnie z tą liberalną, tak zwaną manczesterską teorią..”

 

„Do skrzywdzonych robotników przyłączyli się doktrynerzy z kół wykształconych, którzy powyższemu fałszywemu prawu przeciwstawili równie fałszywą zasadę moralną, w myśl której wszystkie owoce produkcji i wszystkie zyski z wyjątkiem tych, które są potrzebne do utrzymania i odświeżenia kapitału, należą się sprawiedliwie samym robotnikom.”

 

„Jeśli zaś chodzi o dobra cielesne i zewnętrzne, to naprzód winno państwo wyzwolić pracowników z niewoli ludzi chciwych, którzy dla celów zysku bez miary nadużywają osób, jak rzeczy martwych. Ani sprawiedliwość, ani uczucie ludzkości nie pozwalają wymagać takiej pracy, by umysł tępiał od zbytniego trudu, a ciało upadało od zmęczenia.”

 

Przejście od epoki agrarnej do epoki industrialnej zostało zapoczątkowane w Polsce w drugiej połowie XIX, w okresie międzywojennym trwał intensywny proces jego kontynuacji.

Zasadniczy etap przemian miał miejsce w czasie PRL. Jest to sprawa bezdyskusyjna, z tym tylko, że nie potrzeby polskiego państwa i społeczeństwa były jego celem. Cały wysiłek materialny i ludzki został wykorzystany do budowy sztucznego tworu wkomponowanego w „blok sowiecki”. Trudno kwestionować powstanie niezliczonej ilości firm, fabryk, instytutów itp. Problem tkwił w tym, że nawet twórcy takiej gospodarki nie chcieli korzystać z jej owoców. Woleli produkty zachodnie. Po usunięciu barier granicznych, pozostałości po komunistach okazały się nikomu niepotrzebne. Mało tego, zniszczyli te firmy, które przez ostatnie stulecie w Polsce powstały i były wkomponowane w system gospodarczy Polski i Europy.

Znowu stanęliśmy przed perspektywą zaczynania prawie wszystkiego od początku. To wtedy zabrakło wizji państwa i jego gospodarki. Doktryna „róbta co chceta”, polska wersja liberalnego wolnego rynku, doprowadziła do zupełnej destrukcji polskiego przemysłu, którego część musiała upaść ze względów technologicznych i braku zapotrzebowania na jego produkty, a inną należało po prostu zmodernizować.

Nie uczyniłby tego rynek, lecz świadoma polityka państwa, dla której nie było i nie ma w Polsce alternatywy. Nie ma w dalszym ciągu, ponieważ nie ma rodzimego kapitału. Polska jest jedynym krajem postsowieckiego bloku, gdzie nie przeprowadzono reprywatyzacji. W ten sposób utrudniono tworzenie się polskiej klasy kapitałowej. Powstały projekt reprywatyzacji zawetował prezydent, właśnie dlatego, żeby w Polsce nie powstała grupa przedsiębiorców nie związana z dawną nomenklaturą polityczną,  „nobilitowaną” grubą kreską. Dodajmy do tego fakt, że nie mamy w tym względzie bogatych tradycji historycznych, sprawił to system polityczny I RP. W panteonie arystokracji polskiej przedsiębiorczości, pośród Norblinów, Fukierów, Kronenbergów czy Wedlów, nazwisko Cegielski brzmi całkiem obco. Był to żywioł napływowy, z czasem zasymilowany.

Na jakich filarach stanąć ma ten polski wolny rynek? To, co powstaje w sposób naturalny, to zbyt wolno i mało, żeby rozwiązać wszystkie problemy gospodarcze.

Od początku transformacji nie było i nie ma gospodarczej wizji państwa. Zaczęto wmawiać społeczeństwu z jednej strony, że fabryki, kopalnie, czy stocznie, bo socjalistyczne to złe, a z drugiej, że wolny rynek sam z siebie ureguluje wszystko.

Taki przypadek nie wystąpił nigdzie w przyrodzie, dlaczego miałby u nas. Aż dziw, że ludzie takie teorie poważnie traktują. Istnieją elementy konkurencji i wolnego rynku, i jest to zjawisko pożądane, ale nie dominujące w polityce gospodarczej państwa.

Jeżeli państwo nie wybuduje autostrady to jej nie będzie. A jak będzie, to przy niej restauratorzy mogą konkurować o klienta, chyba, że przyjdzie większy konkurent i postawi sieć fast food’ów. Państwo w takiej sytuacji może np. nie wydać zezwolenia jednej firmie i powiedzieć, że pozostawia te sferę usług rodzimym przedsiębiorcom i zachować w ten sposób wolny rynek.

Tak postępują rządy w wielu krajach Europy Zachodniej, gdzie nie ma takiej dominacji zagranicznych sieci restauracyjnych nad rodzimymi. Podobnie wygląda sytuacja w handlu i innych usługach.

Polska nie posiada własnej strategii rozwoju gospodarczego. A jeżeli nawet przyjąć, że jest to dokument tajny, dostępny tylko dla elit władzy, to i tak gołym okiem widać, że nie zaspakaja on potrzeb ani społeczeństwa, ani państwa. Wysokie bezrobocie pomimo potężnej emigracji zarobkowej, infrastruktura państwa jedna z najgorszych w Europie, zdolność obronna żadna.

Tych problemów w żaden sposób nie rozwiąże wolny rynek, dlatego w rozdziale o gospodarce podano szereg rozwiązań systemowych mających pobudzić i uporządkować życie gospodarcze w Polsce, jeżeli chcemy zachować nie tylko swoją podmiotowość, ale państwowy byt w ogóle.

Nie jest to program nastawiony negatywnie do międzynarodowej wymiany towarowej, zagranicznych inwestycji i otwartości jako takiej. Natomiast zadaniem państwa, a nie rynku, jest dbałość o infrastrukturę, obronność, bezpieczeństwo energetyczne, żeby wymienić te obecnie modne dziedziny gospodarki. W tych samych kategoriach bezpieczeństwa państwa należy traktować żywność (vide Rosja), czy budownictwo mieszkaniowe. Obojętnie kto to będzie realizował, podmiot gospodarczy prywatny, spółdzielczy czy państwowy. W polskich realiach kapitałowych nie każdemu przedsięwzięciu jest w stanie podołać kapitał prywatny, stąd w programie specjalne podkreślenie o równoważności tych form własności. Jest to świadome przeciwstawienie nachalnej propagandzie o konieczności prywatyzacji wszystkiego, nawet złóż mineralnych.

Podany przykład ochrony górnictwa nie wynika z zamiłowania do sadzy. Najpierw należy przygotować i zrealizować strategię bezpieczeństwa energetycznego, a następnie likwidować górnictwo. Jego kondycja nie jest winą górników, ale błędnym sposobem zarządzania państwa, ale w ten sposób przechodzimy już do zagadnień ogólnopolitycznych, czyli wyższości monarchii nad republiką.

Najnowszy komentarz

zostaw komentarz