Istnieje wiele systematyk państw i ustrojów. Fundamentem wszystkich klasyfikacji współczesnych są oczywiście te klasyczne, dokonane w starożytności przez filozofów greckich. Polityczna przestrzeń greckiego antyku obejmowała około dwieście państw – miast, które wykształciły różne systemy ustrojowe. Ponieważ państwa z czasów antyku wykazują bardzo dużo podobieństw z państwami doby współczesnej, dlatego też dokonane w starożytności klasyfikacje możemy z całym spokojem przenieść na grunt dzisiejszy.
Pierwszym, który pokusił się dokonania systematyki ustrojów, i to według kilku różnych kryteriów, był Platon (427-347). Dokonał on między innymi podziału ustrojów na takie, które działają „zgodnie z prawem” i „wbrew prawu”, czyli na „praworządne” i „nierządne”. Wśród tych praworządnych najlepsza jest monarchia a najgorsza demokracja. Nic więc dziwnego, iż w systematyce państw nierządnych „króluje” demokracja.
Dużo „młodszym” od Platona był Arystoteles (384-322) dokonał rozróżnienia rządów, na „rządy dobre” – to znaczy takie, gdzie rządzący kierują dobrem powszechnym i na „rządy zdegenerowane” – gdzie rządzący kierują się dobrem własnym – prywatą. Do grupy „rządów dobrych” zaliczył: monarchię, arystokrację i politeję. W gronie „rządów zdegenerowanych” wymienia: demokrację, oligarchię i tyranię.
To nam tłumaczy dlaczego współcześnie monarchia jest na cenzurowanym. A, że żadna epoka historyczno-polityczna nie trwa wiecznie, więc i „dekoniunktura” na monarchizm też się skończy. Może szybciej niż się tego spodziewamy.
Bardzo oryginalnego podziału państw dokonał znany polski publicysta Stanisław Michalkiewicz. Według niego państwa dzielą się na „poważne” i „pozostałe”. Za poważne uważa te, które prowadzą politykę zgodna z własną racją stanu. Można się zastanawiać czy sam podział należy uznać za „poważny”. Z punktu widzenia publicystyki, a nie rozważań systemowo-ustrojowych jest to bardzo sensowna klasyfikacja. Przede wszystkim zmusza nas do poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co to jest racja stanu i dokonania analizy sytuacji według tego kryterium.
Dla zobrazowania zagadnienia posłużmy się konkretnym, bardzo na czasie, przykładem brytyjskiego „Brexitu”. Czy Wielka Brytania jest krajem poważnym, czy realizuje politykę zgodną z własną racją stanu?
W Europie Wieka Brytania nie jest krajem tak tuzinkowym jak Francja, Grecja czy Polska. Na czele państwa stoi nie prezydent lecz monarcha-królowa, która jest równocześnie głową jeszcze 15 innych państw na całym świecie, w tym takich kolosów jak Kanada czy Australia. Duma Anglików, nie tylko wyjątkowa pozycja, wynika również z tego, iż Anglicy byli twórcami największego imperium w dotychczasowych dziejach świata. Od samego początku przynależności do Unii Brytyjczycy podkreślali odrębny punkt widzenia na „wspólnotę”, widząc ją jako „wspólnotę niezależnych podmiotów politycznych” a nie „wspólny podmiot polityczny”.
Parcie brukselskich eurokratów do unifikacji Europy musiało, wcześniej czy później, doprowadzić do „zwarcia”, ponieważ zagrażało to brytyjskiej racji stanu. W ten sposób Anglicy pokazali, że poważnie traktują swoją państwowość, a wynik referendum będzie w praktyce miał znaczenie drugorzędne. Czy referendum będzie na „tak” czy „nie”, to Brytyjczycy i tak obronią, a nawet zdecydowanie wzmocnią, swój status w Europie.
Prawdziwy kunszt polityczny. Wieka Brytania nie pozwoli sprowadzić się do pionka w grze drugoplanowych brukselskich biurokratów. Wraz z referendum przepadł irracjonalny projekt Zjednoczonych Stanów Europy i to na tak długo, jak długo będzie istniała brytyjska monarchia.
Może i nasi mężowie stanu wyciągną z tego jakieś wnioski? Monarchia, nie tylko w przypadku brytyjskim, to polityczny fundament własnej racji stanu. Czas na to, żebyśmy stali się na trwałe państwem poważnym, a nie tylko od przypadku do przypadku, na ile pozwoli koniunktura.
Jan Skowera